Mieszkanka Francji rozpętała w kraju aferę prawną wokół europejskiej loterii "Euromiliony". Protestuje przeciwko "dyskryminacji" francuskich graczy, którzy - według niej - mają mniejsze szanse wygranej niż np. Hiszpanie. Żąda interwencji Komisji Europejskiej w sprawie poszanowania równych praw unijnych amatorów gier hazardowych.

Suma wydawana jednorazowo przez każdego uczestnika gry liczbowej "Euromiliony" została prawnie ograniczona we Francji do 750 euro, by zapobiegać utracie nadmiernych sum przez chorobliwie impulsywnych graczy. Według 64-letniej adwokat Laure Meilheureux, znacznie zmniejsza to jednak szanse Francuzów np. w porównaniu do Hiszpanów, którzy mogą za każdym razem wydawać aż pięć tysięcy euro. Każdy Hiszpan może obstawić aż dziesięć numerów zamiast pięciu. Zapłaci dużo więcej, ale może zagrać wspólnie z przyjaciółmi - dzieląc się kosztami i ewentualną wygrana - tłumaczy oburzona kobieta.

Dyrekcja francuskiej loterii państwowej sugeruje natomiast, że ktoś, kto wydaje pięć tysięcy euro, by zagrać w "Euromiliony", powinien być leczony.

Właśnie do Hiszpanii, gdzie można zrujnować się na loterię legalnie, wyjechała wczoraj sławna para ze Szkocji. Kilka dni temu wygrali ponad 160 milionów funtów i twierdzą, że nadal zamierzają grać na loterii.