Międzynarodowa demonstracja w Alzacji przeciwko "bombie atomowej z opóźnionym zapłonem". Tak nazywana jest przez ekologów najstarsza francuska elektrownia atomowa w Fessenheim, której zamknięcia żąda nie tylko część Francuzów, ale również Niemcy i Szwajcarzy.

Wybudowana w 1977 roku elektrownia budzi coraz więcej obaw. Eksperci odkryli bowiem, że ryzyko trzęsienia ziemi w rejonie Fessenheim jest większe, niż wcześniej przypuszczano. Część specjalistów alarmuje, że starzejąca się elektrownia mogłaby wstrząsów sejsmicznych nie wytrzymać. Jej zamknięcia żądają władze Alzacji oraz miast, które znajdują się w pobliżu - nie tylko we Francji, ale również właśnie w Niemczech i Szwajcarii. W sobotniej demonstracji w Fessenheim - oprócz ekologów i organizacji społecznych z trzech krajów - wzięli udział sami pracownicy elektrowni, którzy coraz bardziej boją się w niej pracować.

Faworyt kwietniowo-majowych wyborów prezydenckich we Francji - socjalista Francois Hollande - zapowiada, że jeżeli dojdzie do władzy, to najstarsza francuska elektrownia jądrowa zostanie zamknięta. Jego wyborczy przeciwnik - obecny prawicowy prezydent Nicolas Sarkozy - twierdzi natomiast, że byłaby to decyzja absurdalna, bo Francja zainwestowała w elektrownie nuklearne góry pieniędzy - i w związku z tym trzeba je modernizować, a nie zamykać. Ostatnia seria napraw w elektrowni w Fessenheim kosztowała blisko ćwierć miliarda euro. Jeden z reaktorów nie funkcjonował z tego powodu prawie przez rok. Po naprawach rząd uznał, że bezpieczeństwo alzackiej elektrowni jest "generalnie zadowalające".

Przed przypadającą jutro rocznicą katastrofy w elektrowni atomowej Fukushima protesty przeciwko energii jądrowej odbyły się również w Niemczech i Hiszpanii. Demonstrowano również w polskich miastach.