Oskarżanie policji i służb specjalnych o to, że zbyt wolno tropiły islamskiego terrorystę Mohameda Meraha są "nie do przyjęcia" - tak twierdzi w wywiadzie dla dziennika "Le Figaro" szef francuskiego MSW Claude Gueant. W czwartek podczas szturmu antyterroryści zastrzelili sprawcę masakry pod szkołą żydowską w Tuluzie i morderstw trzech francuskich komandosów.

Francuski minister spraw wewnętrznych Claude Gueant twierdzi, że Mohamed Merah działał samotnie, a dużo trudniej - jak podkreśla - przewidzieć zagrożenie ze strony pojedynczego człowieka niż ugrupowania terrorystycznego. Zawsze mniej poszlak - twierdzi Gueant.

Wielu komentatorów dziwią słowa ministra, bo - według w źródeł w paryskiej prokuraturze - zarzut współorganizowania ataków terrorystycznych ma usłyszeć starszy brat Mohameda - 29-letni Abdelkader. W jego samochodzie odkryto broń i ładunki wybuchowe. Wszystko wskazuje więc na to, że terrorysta z Tuluzy nie działał sam, lecz miał co najmniej jednego wspólnika.

Służby nie mają sobie nic do zarzucenia

Przypomnijmy, że nadsekwańskie służby specjalne wiedziały, iż Merah ma za sobą pobyt w obozie treningowym Al-Kaidy w Pakistanie, straciły go jednak z oczu, kiedy wrócił do Francji. Nie znały nawet jego aktualnego adresu zamieszkania.

Claude Gueant zapewnia, mimo wszystko, że francuskie służby specjalne działają świetnie, bo od 16 lat - z wyjątkiem ataków Meraha - udaremniły wszystkie próby islamskich zamachów terrorystycznych w kraju. W ciągu ostatnich pięciu lat aresztowano prawie półtora tysiąca osób podejrzanych o działalność terrorystyczną.

Szef policyjnej jednostki antyterrorystycznej RAID, generał Amaury de Hauteclocque, odpiera natomiast zarzuty francuskich żandarmów. Twierdzą oni, że w czasie oblężenia domu Meraha w Tuluzie należało użyć gazu łzawiącego. To umożliwiłoby szybkie schwytania zabarykadowanego terrorysty. Szef elitarnej jednostki RAID uważa, że użycie gazu łzawiącego było przewidziane w łazience, w której ukrywali się Merah. Dlatego szturmujący antyterroryści mieli założone maski przeciwgazowe. Według niego użycie gazu w innych częściach mieszkania nie miało sensu, bo szyby w oknach były rozbite i gaz by się szybko rozproszył.

Wojna na słowa pomiędzy francuską żandarmerią i policją po tragicznych wydarzeniach w Tuluzie wybuchła już w piątek. Założyciel antyterrorystycznej jednostki żandarmerii twierdzi, że policjanci się skompromitowali, bo nie potrafili schwytać żywego islamskiego ekstremisty. 23-letni Mohamed Merah zginął w czwartek od strzału w głowę i brzuch.

Masakry przed żydowską szkołą można było uniknąć

Coraz więcej francuskich ekspertów twierdzi, że masakry przed żydowską szkoła w Tuluzie można było uniknąć. Okazuje się, że 23-letniemu islamskiemu ekstremiście Mohamedowi Merahowi udało się zmylić policję i służby specjalne.

Pierwszy atak Meraha - zabójstwo komandosa w Tuluzie - miał miejsce prawie dwa tygodnie temu. Policja od razu podejrzewała, że morderca skontaktował się z żołnierzem po tym, jak wojskowy zamieścił w internecie ofertę sprzedaży motocykla. Funkcjonariusze przypuszczali jednak, że chodzi o krwawe porachunki osobiste i dopiero pięć dni później zaczęli sporządzać listę około 600 osób, które oglądały ogłoszenie w sieci. Działania te można było podjąć dużo wcześniej i schwytać Meraha przed poniedziałkowym atakiem na żydowską szkołę. Ponadto media ujawniły również, że sprawdzaniem numerów IP z listy zajmowało się tylko ośmiu funkcjonariuszy.

Zaledwie kilka miesięcy temu ekstremista był również przesłuchiwany przez kontrwywiad w sprawie jego pobytu w obozie treningowym Al-Kaidy w Pakistanie. Merah wyjaśnił wówczas funkcjonariuszom, że to pomyłka i że pojechał do Pakistanu jako turysta.

W ciele Meraha było ponad 20 kul

Sekcja zwłok Meraha wykazała, że został zabity dwoma strzałami - w głowę i brzuch. W jego ciele odkryto jednak w sumie ponad 20 pocisków. Kule raniły głównie jego nogi i ręce, bo - według prokuratury - w momencie szturmu antyterrorystów miał on na sobie kamizelkę kuloodporną.

Komentatorzy sugerują, że kiedy terrorysta wyskakiwał przez okno, policjanci chcieli się upewnić, iż nie uda mu się uciec. Mieszkanie Meraha znajdowało się bowiem na pierwszym piętrze. Gdyby zamachowiec przeżył skok, mógłby otworzyć ogień do zgromadzonych przed jego domem policjantów, strażaków i personelu pogotowia ratunkowego.