We Francji rozpoczyna swoją działalność Wysoka Władza ds. Rozpowszechniania Dzieł Sztuki i Ochrony Praw w Internecie. Zadaniem tej instytucji jest masowe ściganie osób, które nielegalnie ściągają z sieci piosenki i firmy. Piraci mogą zostać skazani na trzy lata więzienia, otrzymać grzywnę w wysokości do 300 tysięcy euro lub pozbawieni dostępu do Internetu na rok.

Osoby podejrzane o nielegalne ściąganie plików z sieci będą najpierw dostawać dwa ostrzeżenia pocztą elektroniczną. Organizacja będzie ich informowała o tym, że zostali zidentyfikowani przez "internetowych szpiegów", czyli specjalistyczne firmy informatyczne, które bronią interesów artystów oraz producentów płyt i filmów. W tych e-mailach Wysoka Władza ma wyjaśniać, że piractwo informatyczne naraża gospodarkę kraju na duże straty i powoduje wzrost bezrobocia (zwalnianie pracowników sklepów z płytami, koncernów płytowych i filmowych, itd.).

Jeżeli te e-maile nie przyniosą skutku, potencjalni piraci internetowi mają dostawać listy polecone, nakazujące im zaniechanie nielegalnego procederu. Tym, którzy się do tego nie zastosują, grozić będzie zarówno postępowanie karne, jak i cywilne (bo skargi do sądu z żądaniem wysokich odszkodowań wnosić będą również producenci płyt i filmów). Minister Kultury Frederic Mitterrand podkreśla, że wielostopniowa procedura ma charakter edukacyjny, a seria ostrzeżeń sprawi, iż osoby łamiące prawo będą mogły opamiętać się na czas.

To prawna farsa! - twierdzi natomiast Jeremie Zimmermann, szef głównej francuskiej organizacji internautów "Kwadratura Sieci", która sprzeciwia się wchodzącemu w życie kontrowersyjnemu prawu. Według niego prawo to ma tyle luk, że - przynajmniej na razie - żaden pirat internetowy nie zostanie skazany. Wystarczy, by oskarżony oświadczył, że nigdy nie ściągał nielegalnie plików i by zażądał przedstawienia niezbitych dowodów jego winy. To ostatnie będzie niemożliwe! Byle kto mógł bowiem po kryjomu korzystać z jego łączy internetowych - nawet na odległość, bo istnieją specjalne programy komputerowe, które to umożliwiają. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, rząd nie zaproponował dotąd internautom darmowych i stuprocentowo skutecznych zabezpieczeń przed intruzami, którzy po kryjomu chcieliby skorzystać z ich łączy - wyjaśnia Zimmermann paryskiemu korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi.

Zdaniem szefa "Kwadratury Sieci" zapowiedziana przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego masowa nagonka na piratów internetowych we Francji - pierwsza tego typu w Unii Europejskiej - nie będzie skuteczna. Piraci zawsze znajdą bowiem sposoby, by nie wpaść w sieci Wysokiej Władzy. Jest coraz więcej sposobów, mniej lub bardziej anonimowego, ściągania z sieci piosenek i filmów, np. maskowanie lub zmienianie adresu IP ("numeru rejestracyjnego" połączonego z siecią komputera), itd. Niejasny jest również status prawny "streamingu", czyli słuchania muzyki lub oglądania filmów z poziomu strony internetowej - bez konieczności ściągania plików na twardy dysk.

Organizacje zbuntowanych internautów, liderzy lewicowej opozycji, a nawet cześć artystów, radzą więc rządowym ekspertom we Francji, by - zamiast "płynąć pod prąd internetowej rewolucji" - zastanowili się nad nowymi sposobami rozpowszechniania dóbr kultury w sieci, takimi jak tzw. licencje globalne. Dzięki nim liczba internetowych piratów mogłaby się zmniejszyć. Internauci mogliby płacić każdego miesiąca niewielką sumę, za którą mogliby ściągać z internetu nieograniczoną liczbę piosenek i filmów, wyprodukowanych przez ten czy inny koncern. Taką możliwość dała już swoim klientom francuska firma telekomunikacyjna SFR na mocy porozumienia z Universal Music Group. Jestem z tego bardzo zadowolona. Płacę pięć euro miesięcznie i mogę legalnie ściągać tyle piosenek, ile chcę. Płyty w sklepach są za drogie. Nie dziwię się, że liczba internetowych piratów rośnie - wyjaśnia Markowi Gładyszowi jedna z klientek SFR.