Razem za stołem obrad, razem na kolacji, razem na pamiątkowym zdjęciu. Mydlana opera z prezydentem i premierem w rolach głównych i z pilotem w tle, znalazła swój finał na szczycie Unii Europejskiej. W Brukseli politycy nie szczędzili sobie złośliwości. Z ust Donalda Tuska miały paść nawet bardzo mocne słowa pod adresem Lecha Kaczyńskiego.

Do bardzo ostrego i niewybrednego spięcia między prezydentem a premierem miało dojść, gdy Lech Kaczyński ustępował miejsca Jackowi Rostowskiemu i poprosił premiera, by później razem zrelacjonowali mu to, co omówili podczas obrad. Wtedy Donald Tusk miał odpowiedzieć głowie państwa: prosić to ty sobie możesz. Z ust szefa rządu miało też paść mocne przekleństwo. Tym rewelacjom zaprzecza jednak Sławomir Nowak z Kancelarii Premiera.

Premier tuż przy prezydencie przy stole obrad

Najpierw tuż przed godz. 15.00, do budynku Justus Lipsius, gdzie odbywa się szczyt, wszedł premier Donald Tusk wraz z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim oraz ministrem finansów Jackiem Rostowskim. Następnie, osobno tuż przed 16.00 podjechał samochód z Lechem Kaczyńskim. Prezydenta powitał szef protokołu Rady, wyszedł do niego też polski ambasador Jan Tombiński.

Obaj - prezydent i premier - zasiedli koło siebie przy stole obrad. Wcześniej podali sobie ręce i każdy z nich przywitał się też z gospodarzem spotkania prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym. Po powitaniach z członkami innych delegacji z sali obrad wyszli Radosław Sikorski i Jacek Rostowski. Panowie ustąpili miejsca Lechowi Kaczyńskiemu. Jesteśmy dżentelmenami. Kiedy prezydent przyszedł, wyszliśmy z sali– stwierdził Jacek Rostowski. Nie będziemy się z nikim szarpać - dodał Radosław Sikorski. Posłuchaj relacji specjalnej wysłanniczki RMF FM na szczyt Agnieszki Burzyńskiej:

Na salę nie udało się jednak wejść świcie Kaczyńskiego. Ministrom Piotrowi Kownackiemu i Mariuszowi Handzlikowi odmówiono akredytacji. Spędzili oni czas w polskiej ambasadzie w Brukseli.

Francja skorzysta na polskim piekiełku

Na sporze między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem nie wszyscy muszą stracić. Zyskać może przewodząca Unii Europejskiej Francja. To jej może zależeć na tej kłótni i zablokowaniu naszych propozycji zmian w pakiecie klimatycznym. My produkujemy prąd z węgla i czekają nas gigantyczne opłaty i kupowanie limitów na emisję CO2. Na przykład od Paryża, bo jego ten problem nie dotyczy. Francja opiera się głównie na prądzie z elektrowni jądrowych.

Nasze stanowisko może zostać więc delikatnie pominięte pod pozorem, że nie wiadomo, kto ma zabrać głos, bo nie wiadomo, kto przewodniczy delegacji. Może się też okazać, że polskie wystąpienie zostanie potraktowane jedynie jako oświadczenie, a nie oficjalne stanowisko, nad którym Unia musi debatować.