Rolando Mendoza, porywacz autobusu z turystami z Hong Kongu, należał do jednych z najlepszych policjantów w kraju - informuje agencja AFP. Dramat trwał ponad 10 godzin. Ośmiu zakładników zginęło. Mendoza został zastrzelony podczas szturmu antyterrorystów.

Mendoza wstąpił do policji w 1981 roku. Karierę rozpoczynał od patroli, ale szybko dał się poznać jako wyśmienity policjant. Choć służył w jednostce uznawanej za skorumpowaną, otrzymywał wiele nagród i wyróżnień. W 1986 roku znalazł się w gronie 10 najlepszych oficerów na Filipinach. W ostatnich latach służby pracował w jednostce zwalczającej uliczną przestępczość.

Kariera Mendozy załamała się w 2008 roku. Szef hotelu oskarżył go o próbę wrobienia w handel narkotykami. Mendoza zażądał łapówki w wysokości 20 tys. pesos (422 dolary). Policjanci mieli wepchnąć mężczyźnie do ust paczkę zakazanej metaamfetaminy i wymusić w ten sposób wypłatę pieniędzy. Wewnętrzne śledztwo policji doprowadziło do uznania Mendozy i czwórki jego ludzi winnymi. Wszyscy zostali zwolnieni ze służby i pozbawieni przywilejów i emerytur.

Uważał, że został zwolniony bez odpowiedniego procesu. Miał wrażenie, że szefostwo nie pomogło mu, mimo jego wcześniejszych poświęceń - powiedział młodszy brat porywacza. Gregorio Mendoza jest również policjantem. Początkowo brał udział w negocjacjach z bratem. Potem jednak został zatrzymany, prawdopodobnie za udzielanie mu pomocy.

Zdaniem ojca Mendozy, syn nie był agresywnym człowiekiem. Miał jednak ogromny żal do policji. Mimo że poświęcał się dla służby przez całe życie, dostał od niej cios w plecy - powiedział 79-letni Leonardo Mendoza.

55-letni Rolando Mendoza, zanim został zastrzelony przez antyterrorystów, przez ponad 10 godzin przetrzymywał w autobusie grupę turystów z Hong Kongu. Na początku było to 25 osób, w czasie negocjacji porywacz uwolnił dziewięcioro - sześć osób z Hongkongu i trójkę Filipińczyków, głównie kobiety i dzieci. Udało się także uciec kierowcy autobusu.