​Nowojorski sąd skazał 28-letnią Annę Sorokin na cztery lata więzienia za liczne oszustwa. Kobieta podawała się za "Annę Delvey", wmawiając wszystkim, że jest dziedziczką fortuny niemieckich miliarderów.

28-latka przekonywała, że dysponuje 60-milionowym funduszem powierniczym. Mieszkała w pięciogwiazdkowych hotelach, jadła w luksusowych restauracjach, a nawet wynajęła prywatny samolot. Wszystkich zapewniała, że rachunki opłaci przelewem.

Chciała otworzyć galerię sztuki i próbowała zdobyć pożyczkę w wysokości 22 milionów dolarów, używając w tym celu podrobionych dokumentów. Udało jej się zyskać "jedynie" 100 tysięcy dolarów, które natychmiast wydała w luksusowych sklepach.

Sprawa stała się głośna dzięki artykułowi w "Vanity Fair". Redaktorka działu fotograficznego magazynu Rachel DeLoache Williams zaprzyjaźniła się z "Delvey". Razem chodziły na imprezy, jadły w drogich restauracjach i korzystały z porad trenera personalnego gwiazd. Za wszystko "płaciła" oszustka.

Sytuacja zmieniła się diametralnie podczas podróży do Maroka. Przyjaciółki zamieszkały w pięciogwiazdkowym hotelu, w którym noc kosztowała 7 tysięcy dolarów. Na zakończenie pobytu rachunek wyniósł 62 tysiące dolarów. Karta kredytowa Anny Sorokin jednak nie zadziałała. Oszustka przekonała przyjaciółkę, by ta uregulowała należność, obiecując równocześnie, że po powrocie odda jej pieniądze. Tak się nie stało, więc Williams zawiadomiła policję.

Sorokin została zatrzymana w 2017 roku. Okazało się, że dzięki fałszywym wyciągom bankowym i zapewnieniom naciągnęła wielu ludzi, banki i inwestorów na ponad 200 tysięcy dolarów. Teraz, po trwającym prawie dwa lata procesie, sąd skazał ją na co najmniej 4 lata więzienia - "co najmniej", bowiem jeśli nie będzie się dobrze sprawować, wyrok zostanie wydłużony do 12 lat w zakładzie karnym. Oszustka musi także zapłacić 199 tysięcy dolarów odszkodowania i 24 tysiące dolarów grzywny.

Sorokin urodziła się w Rosji, ale w wieku 16 lat wyprowadziła się do Niemiec. Tam rzuciła szkołę. Przeniosła się do Paryża, gdzie była stażystką w magazynie modowym. Później wyjechała do Nowego Jorku i tam rozpoczęła swoje kryminalne wojaże.

Dzięki "Vanity Fair" sprawa zyskała medialny rozgłos, a procesy były skrupulatnie relacjonowane. Oszustce bardzo się taka popularność spodobała. Wynajęła stylistę, który ubierał ją na rozprawy. Stylizacje komentowali eksperci, a na Instagramie pojawił się nawet profil śledzący jej modowe popisy w sądzie.

Sprawa irytowała oskarżycieli, którzy podczas ostatniej rozprawy zarzucili kobiecie, że nie liczyła się z innymi, a sam proces jej nie interesował. Bardziej obchodził ją ubiór niż cokolwiek innego - mówiła prokurator Catherine McCaw.

Historia Anny Sorokin prawdopodobnie trafi na ekrany. Takie plany ogłosiły Netflix i HBO.


Opracowanie: