Na lotnisku w egipskim Szarm el-Szejk lądują puste brytyjskie samoloty. Na ich pokładzie powracają turyści, którzy utknęli w kurorcie po katastrofie rosyjskiego airbusa. Lądowaniu na brytyjskich lotniskach często towarzyszą spontaniczne wybuchy oklasków.

Na lotnisku w egipskim Szarm el-Szejk  lądują puste brytyjskie samoloty. Na ich pokładzie powracają turyści, którzy utknęli w kurorcie po katastrofie rosyjskiego airbusa. Lądowaniu na brytyjskich lotniskach często towarzyszą spontaniczne wybuchy oklasków.
Turyści w Szarm el-Szejk /PAP/EPA/KHALED ELFIQI /PAP/EPA

Brytyjczycy nieczęsto w ten sposób okazują swe emocje, ale dla wielu przedłużony pobyt w Szarm el-Szejk był mocnym przeżyciem. Do Wielkiej Brytanii odprawianych jest średnio 8 lotów dziennie, z dwoma tysiącami osób. Ponieważ w dniu katastrofy rosyjskiego airbusa w kurorcie  przebywało 20 tys. Wyspiarzy,  ewakuacja potrwa jeszcze kilka dni.

Według doniesień bardziej niecierpliwi turyści podejmują próby przedostają się do Kairu, by powrócić do domów rejsowymi samolotami.  Większość czeka jednak na miejscu. Najgorzej było na samym lotnisku, tam panował  brak informacji i chaos. Natomiast na opiekę w hotelu nie mogę narzekać  - mówi jeden z powracających turystów. Koszty związane przedłużonym pobytem pokryją biura podroży i linie lotnicze, ale straconych nerwów nic nie zrekompensuje.

Brytyjscy turyści skarzą się na zachowanie Rosjan, którzy ich zdaniem gorzej radzą sobie z napięta sytuacją w Szarm el-Szejk. Jednoczenie pełni są podziwu dla tamtejszych przewoźników, którzy tylko w weekend zdołali sprowadzić z Egiptu 11 tys. turystów. Ewakuacja Brytyjczyków przebiega znacznie wolniej.