Wybory do europarlamentu przynoszą tryumf chadekom i konserwatystom. W żadnym z sześciu dużych europejskich państw lewica nie odniosła tryumfu. Dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki zastanawia się, czy to zbieg okoliczności, czy jakaś prawidłowość?

Jeśli byłaby to prawidłowość to przedziwna, bo wydaje się, że w czasach kryzysu, rosnącego bezrobocia i gospodarczej bessy, Europejczycy powinni garnąć się pod skrzydła lewicy, szukając tam socjalnego bezpieczeństwa. Tym bardziej, że obecne perturbacje polityczne składa się na karb nadmiernie liberalnego podejścia do gospodarki i powszechnie nawołuje do zwiększenia roli państwa.

Wydaje się więc raczej, że mamy tu do czynienia ze zbiegiem różnych okoliczności, które zaowocowały prawicowym przesunięciem. Najłatwiej wytłumaczyć je w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Rząd Gordona Browna pada właśnie przywalony skandalem finansowym, a Zapatero zmaga się z rekordowym spadkiem PKB i wzrostem bezrobocia. We Francji głosy lewicy odebrali Zieloni, w Niemczech socjaliści płacą za reformy Schroedera, a w Polsce siła i zwartość lewicy są takie jakie są.

W innych krajach socjaliści nie wypadli już tak źle. Wygrali między innymi w Grecji, Estonii czy Słowacji, a ich pozycja drugiej europarlamentarnej siły – choć siła to nieco osłabiona – pozostała niekwestionowana.