Francuskie Zgromadzenie Narodowe odrzuciło dwa wnioski o wotum nieufności dla rządu. Reforma emerytalna, która stała się powodem protestów w kraju, została przyjęta. Demonstrujący w Paryżu zareagowali z jeszcze większą determinacją. W stolicy Francji doszło do starć z policją. Policja zatrzymała w Paryżu 142 protestujących. osoby. Według sondażu instytutu badania opinii publicznej Elabe upadku rządu premier Elisabeth Borne chciało 68 proc. Francuzów.

W związku z odrzuceniem wotum nieufności dla rządu  związki zawodowe wezwały do większej mobilizacji na ulicach i w zakładach pracy. Demonstracje w kolejnych dniach przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego z 62 do 64 lat już są zapowiadane. Wedlug sondażu instytutu badania opinii publicznej ELABE upadku rządu premier Elisabeth Borne chciało aż 68 proc. Francuzów.

Tymczasem poniedziałek na ulicach Paryża był wyjątkowo niespokojny. W stolicy Francji wciąż płoną barykady, a policja próbowała spacyfikować demonstrujących gazem łzawiącym. Grupy młodych ludzi - w tym skrajnie lewicowych aktywistów - zaczęły podpalać pojemniki ze śmieciami ora obrzuciły kamieniami i butelkami policjantów, którzy zablokowali im dostęp do gmachu Zgromadzenia Narodowego. Szturmowe oddziały policji odpowiedziały palkami i gazem łzawiącym.

Piąty dzień protestów przeciw kontrowersyjnej ustawie zwiastuje ciężki czas dla francuskiego społeczeństwa i coraz bardziej niepewną przyszłość Emmanuela Macrona i rządu, który w głosowaniu nad wotum nieufności uzyskał minimalną przewagę. 

Obecne protesty przypominają swoją skalą te, które wybuchły w 2018 roku w związku z wysokimi cenami paliwa.

Francuski rząd o włos od porażki

Wniosek o wotum nieufności złożony przez centrową grupę LIOT został odrzucony zaledwie dziewięcioma głosami. To dużo mniej niż można było wcześniej przypuszczać. 

Wraz z tym wnioskiem o wotum nieufności nic nie zostało załatwione. Setki tysięcy ludzi, którzy gromadzą się każdego dnia, nie zatrzymają się z tego powodu, że zabrakło dziewięciu małych głosów - skomentowała wyniki Mathilde Panot, posłanka lewicowej koalicji NUPES. We francuskim parlamencie, było w poniedziałek nerwowo. Gdy tylko ogłoszono wyniki głosowania, posłowie z lewicowej ugrupowania La France Insoumise zaczęli krzyczeć "Zrezygnuj!" w kierunku obecnej premier Elisabeth Borne. 

Panot stwierdziła nawet, że w oczach Francuzów "rząd jest martwy" i ponownie wezwała prezydenta do przeprowadzenia referendum w sprawie reformy emerytalnej. Opozycja uważa, że decyzja prezydenta o zablokowaniu głosowania w parlamencie, podważa jego przywództwo.

Elisabeth Borne jednak, nie zważając na protesty udała się do Pałacu Elizejskiego na spotkanie z Emmanuelem Macronem. "Zbliżamy się do końca procesu demokratycznego tej zasadniczej dla naszego kraju reformy. Z pokorą i powagą zaangażowałam się i swój rząd w to zadanie" - napisała Borne na Twitterze.

Związki zawodowe zapowiedziały kolejną turę protestów na najbliższy czwartek.