Finał głośnej bitwy sądowej we Francji o blisko 300 dzieł Pabla Picassa, których wartość szacowana jest na 60 milionów euro. Emerytowany francuski elektryk twierdził, że dostał je od sławnego malarza w prezencie. Sędziowie w Grasse na Riwierze Francuskiej nie uwierzyli jednak w jego zapewnienia.

Sąd w znanym kurorcie Grasse nakazał elektrykowi Pierre'owi Le Guennecowi zwrócenie spadkobiercom Pabla Picassa 297 cennych grafik, kolaży, akwarel, rysunków, szkiców i notatników hiszpańskiego malarza, które pochodzą z lat 1900-1932. Skazał go jednak tylko na dwa miesiące więzienia w zawieszeniu. Nie udowodniono mu, że sam ukradł te dzieła. Sędziowie orzekli jedynie, że skradzione dzieła posiadał - wyjaśnił adwokat rodziny nieżyjącego artysty mecenas Jean-Jacques Neuer.

Sędziowie podkreślili, że emerytowany elektryk zmieniał w czasie procesu swoje zeznania. 75-letni mężczyzna twierdził najpierw, że dostał wszystkie cenne dzieła od samego mistrza w 1972 roku - na rok przed śmiercią tego ostatniego. Remontował wtedy willę Pabla Picassa na Francuskiej Riwierze. Później zapewniał natomiast, ze kartonowe pudło z rysunkami, grafikami i kolażami dala mu ówczesna żona malarza. Przyznał jednak, ze nie ma świadków, którzy mogliby to potwierdzić. 

Ponad cztery lata temu Le Guennec zwrócił się do rodziny malarza z prośbą o potwierdzenie autentyczności przechowywanej przez niego kolekcji. W ten właśnie sposób potomkowie Picassa odkryli - ku swojemu zdumieniu - blisko 300 nieznanych im prac. Syn malarza Claude Picasso wykluczył, by jego ojciec mógł kiedyś komuś dać tak dużą liczbę dzieł. Ocenił jednocześnie, że wersja podana przez elektryka nie jest wiarygodna. 

To była część życia mojego ojca - podkreślił Claude Picasso. W następstwie tego odkrycia rodzina artysty złożyła we wrześniu 2010 roku pozew sądowy posądzając byłego pracownika artysty o ukrywanie dzieł sztuki pochodzących z kradzieży.

(md)