Amerykański sekretarz stanu Colin Powell, przebywający z misją pokojową na Bliskim Wschodzie ma się dziś spotkać z uwięzionym od grudnia w Ramallah palestyńskim przywódcą Jaserem Arafatem.

"Podczas spotkania z Arafatem Powell będzie przekonywał palestyńskiego przywódcę by pokazał, że na prawdę jest przywódcą, by położył kres terroryzmowi i przemocy. Będzie przekonywał do stworzenia warunków do wznowienia procesu politycznego" - mówił rzecznik departamentu stanu Richard Boucher. Spotkanie, początkowo planowane było na wczoraj, jednak zostało odwołane po piątkowym samobójczym zamachu w Jerozolimie. Teraz powraca realna szansa na jego wznowienie. Stało się możliwe po tym, jak wczoraj, w specjalnie wydanym oświadczeniu Jaser Arafat potępił terroryzm.

Jak podkreślają zagraniczni komentatorzy, w rozmowach z Arafatem Powell nie będzie miał zbyt silnej pozycji - nie zdołał uzyskać od premiera Izraela Ariela Szarona żadnego terminu wycofania izraelskich wojsk z Zachodniego Brzegu Jordanu. Zanim Powell uda się na rozmowy do Ramallah w Jerozolimie zbierze się rząd, by omówić kwestię utworzenia strefy buforowej między Zachodnim Brzegiem i Izraelem. Wiadomo już, że wieczorem, czyli po rozmowach z Arafatem, Powell spotka się ponownie z premierem Arielem Szaronem. Media oceniają już teraz jednak, że misja Powella skończyła się fiaskiem, gdyż nie zdołał namówić państw arabskich do wywarcia presji na Arafata. Prawdopodobnie Amerykanie szukają już tylko formuły umożliwiającej zachowanie twarzy. Nie wykluczone, że będzie to propozycja zwołania kolejnej konferencji międzynarodowej do spraw Bliskiego Wschodu. Możliwe też, że Izrael pójdzie na rękę Powellowi zgadzając się na kompromis w sprawie Betlejem.

„The New York Times” zacytował dziś opinię krytyków, że spotkanie to jest złem koniecznym. Dziennik pisze, że odkąd przed 10 dni ogłoszono, że sekretarz stanu pojedzie na Bliski Wschód tak naprawdę dwie sprawy nie ulegały wątpliwości: po pierwsze, że spotkanie z Colina Powella z przywódcą Palestyny Jaserem Arafatem zostanie przyjęte i w Izraelu i w Palestynie bardzo sceptycznie. Poza drugie, bez spotkania z Arafatem misja sekretarza stanu nie ma żadnej szansy powodzenia. Pytanie więc od początku nie brzmiało „czy się spotkają”, ale „”kiedy i na jakich warunkach się spotkają”. Krytykom tego posunięcia administracja powtarza, że nie ma powodu by ufać Arafatowi, ale trzeba z nim rozmawiać. Sekretarz stanu martwił się sytuacją humanitarną na Zachodnim Brzegu. Wygłosił również kilka zdań o pomocy w odbudowie zniszczonej przez wojska izraelskie arabskiej infrastruktury. Arafat jednak w końcu potępił terroryzm i Amerykanie chcą pomóc mu dotrzymać słowa.

Foto Jan Mikruta RMF

07:20