Grupa bojowników Państwa Islamskiego przebranych za lekarzy zaatakowało szpital wojskowy nieopodal ambasady amerykańskiej w stolicy Afganistanu, Kabulu. Trwa akcja służb specjalnych.

Grupa bojowników Państwa Islamskiego przebranych za lekarzy zaatakowało szpital wojskowy nieopodal ambasady amerykańskiej w stolicy Afganistanu, Kabulu. Trwa akcja służb specjalnych.
Dym unoszący się nad największym szpitalem wojskowym w Kabulu /HEDAYATULLAH AMID /PAP/EPA

Atak rozpoczął się, kiedy na tyłach szpitala imienia Mohammada Dauda Chana wysadził się zamachowiec-samobójca. Wtedy do środka budynku wdarło się trzech napastników z karabinami i granatami. Wszyscy byli przebrani za lekarzy. Na trzecim piętrze rozpoczęli walkę ze służbami bezpieczeństwa.

Według ministerstwa obrony Afganistanu, jeden z napastników zginął, ale dwóch wciąż stawia opór. Oprócz tego zginął jeden żołnierz, a trzech zostało rannych.

W zamachu na największy szpital wojskowy w Kabulu zginęło ponad 30 osób. Kilkadziesiąt jest rannych.

Prezydent Aszraf Ghani napisał, że atak “niszczy wszystkie ludzkie wartości". We wszystkich religiach szpital jest nienaruszalnym miejscem. Atakowanie go jest agresją wobec całego Afganistanu - powiedział.

Zamach potępił także premier Abdullah Abdullah, który wezwał do "odwetu za przelaną krew naszych ludzi".

Szpital, w którym doszło do ataku, znajduje się po drugiej stronie ulicy od ambasady Stanów Zjednoczonych w Kabulu. Już wcześniej władze Afganistanu ostrzegały, że talibowie - którzy zyskują coraz większe wpływy w kraju - mogą próbować przeprowadzać zamachy na miejsca o dużym znaczeniu.

Początkowo podejrzewano, że za atakiem stoją talibowie, jednak ugrupowanie poinformowało, że nie mają z tą akcją nic wspólnego. Do zamachu przyznało się Państwo Islamskie za pośrednictwem swojej medialnej agencji Amak.

(az)