Czy Wasil Hrodnikau, guru młodych niezależnych dziennikarzy na Białorusi, nazywany "Dziadkiem” to kolejna ofiara reżimu Łukaszenki? Białoruscy opozycjoniści nie mają wątpliwości. We wtorek Hrodnikaua znaleziono martwego.

Wasil Hrodnikau pracował dla nękanej przez reżim Łukaszenki gazety "Narodna Wola"; pisał na tematy społeczne i polityczne. Okoliczności jego śmierci są bardzo zagadkowe. Został znaleziony martwy, z raną głowy, w swym mieszkaniu w miasteczku Zasławl, około 20 km od Mińska. Brat dziennikarza, Mikoła, powiedział, że w mieszkaniu zobaczył krew na ścianach i podłodze. Rzeczy były porozrzucane, ale pieniądze i kosztowności nie zginęły.

Białoruscy dziennikarze, z którymi rozmawialiśmy, mówią o dziwnym zbiegu okoliczności. Dokładnie rok temu w taki sam sposób, także w swoim domu, zginęła Weronika Czerkasowa, opozycyjna dziennikarka śledcza. Wtedy milicja wykluczyła motyw rabunkowy. Gienadij Kiejsner z Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy nie ma wątpliwości, że zabójstwo Hrodnikaua było kolejnym znakiem dla niepokornych wobec władzy.

Trwa atak przeciwko ludziom opozycji drugiego szeregu. Chodzi o to, byśmy zrozumieli, że o nas pamiętają, że nas widzą, śledzą i mogą także zabić. Na Białorusi króluje strach. To działanie na podświadomość i to jest przerażające. Nikt z kolegów redakcyjnych nie chciał z nami rozmawiać. Tłumaczyli, że czekają na oficjalny komunikat milicji w sprawie przyczyn śmierci dziennikarza.