Susan Rice, w przeszłości doradczyni prezydenta Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego, zaprzeczyła oskarżeniom, że z powodów politycznych domagała się ujawniania tożsamości obywateli USA - w tym doradców Donalda Trumpa, których nazwiska zostały "wymazane" z tajnych raportów kontrwywiadu. "Zarzuty, że przedstawiciele administracji Obamy używali informacji wywiadu do celów politycznych, są całkowicie fałszywe" - powiedziała Rice w telewizji MSNBC.

Rice przyznała, że pracując na stanowisku doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, kilkakrotnie zwróciła się do agencji wywiadowczych z prośbą o ujawnienie tożsamości Amerykanów, którzy zostali przypadkowo podsłuchani podczas operacji kontrwywiadu prowadzonych przeciw obcokrajowcom. Jak dodała, przynajmniej raz wśród Amerykanów, którzy zostali mimowolnie podsłuchani, była osoba związana ze sztabem wyborczym Donalda Trumpa bądź jego zespołem przejmującym władzę.

Prawo amerykańskie zabrania podsłuchiwania obywateli Stanów Zjednoczonych bez pozwolenia specjalnego tajnego sądu (FISA Court).

Za ujawnienie tajemnic rządowych czy tożsamości obywatela amerykańskiego, którego rozmowy zostały przypadkowo podsłuchane, grozi kara do 10 lat więzienia.

Dodatkowo amerykańskie przepisy nakazują wymazać z transkryptów rozmów nazwisko i inne informacje pozwalające na ustalenie tożsamości przypadkowo podsłuchanego obywatela USA.

Aby ujawnić "wymazane nazwisko" bądź inne dane o przypadkowo podsłuchanej osobie, Susan Rice, jako doradczyni prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego, musiała zwrócić się do odpowiedniej agencji wywiadowczej z formalnym podaniem o ujawnienie - "zdemaskowanie" - obywatela amerykańskiego, o którym przypadkowo zgromadzono informacje.

Nie było (w tym) nic nadzwyczajnego; czasami takie prośby były konieczne. Nie przypominam sobie, abym po wyborach częściej kierowała takie prośby - stwierdziła Rice w wywiadzie dla MSNBC.

Konieczność poznania tożsamości obywatela amerykańskiego, przypadkowo pojawiającego się w tajnym raporcie kontrwywiadu, Rice uzasadniła sprawowaniem swych obowiązków jako doradczyni prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego.

Zdaniem konserwatywnych komentatorów i otoczenia prezydenta, zarzuty wobec Rice potwierdzają podejrzenia Donalda Trumpa, że wieżowiec Trump Tower w Nowym Jorku - "kwatera główna" jego sztabu wyborczego, a następnie zespołu przejmującego władzę - był podsłuchiwany. Po raz pierwszy prezydent podzielił się takimi podejrzeniami w wiadomości na Twitterze na początku marca.

Najnowsze tłumaczenia Susan Rice nie przekonały otoczenia prezydenta ani wielu lojalnych wobec Donalda Trumpa republikanów. Jeden z nich - Ron DeSantis, wskazując na różnice w wypowiedziach Susan Rice w przeszłości, wezwał w wywiadzie dla konserwatywnej telewizji Fox News do przeprowadzenia śledztwa kryminalnego w sprawie podejrzeń, że doradczyni Baracka Obamy z powodów politycznych gromadziła tajne informacje o doradcach Trumpa.


(e)