Michaił Gorbaczow, Lech Wałęsa, Hans-Dietrich Genscher, Miklós Németh - nazwiska z tamtych lat. Hillary Clinton, Nicolas Sarkozy, Jerzy Buzek, Jose Manuel Barroso, Gordon Brown, Dmitrij Miedwiediew czy Donald Tusk - to z kolei kwiat bieżącej polityki. Bez problemu stanęli obok siebie i świętowali jedną z najważniejszych dat roku 1989. Mierząc miarą autorytetów zgromadzonych osób to właśnie obalenie Muru Berlińskiego było najistotniejszym dniem pamiętnego roku. Ale czy tak było rzeczywiście?

Goście zaproszeni przez Angelę Merkel to klucz do sukcesu. Atmosfera spokojnego, a przede wszystkim zgodnego, świętowania to breloczek z alarmem do tego klucza. Razem otworzyły drzwi do historii. Wieczorem 8 listopada 2009 roku oczy całego świata utkwione były w okolice Bramy Brandenburskiej.

Kanclerz Niemiec jeszcze niespełna dwa miesiące przed tą datą nie była pewna, czy nadal kanclerzem będzie. Wiele na to wskazywało, ale pewności w polityce nie ma. Wyniki wrześniowych wyborów pozwoliły jej jednak podpisać się pod zaproszeniami i być gospodarzem uroczystości. Obok burmistrza Berlina, Klausa Wowereita - to w końcu mieszkańcy tego miasta przez lata byli podzieleni, a w ciągu kilku godzin zburzyli między sobą mur, którego nigdy nie chcieli.

Wowereit jest członkiem SPD, Angela Merkel należy do CDU. Politycznie stoją po dwóch stronach barykady. Nawet w dniu rocznicowych obchodów były punkty programu, w których oboje polityków było w zupełnie innych miejscach - Wowereit zaprosił polityków świata na obiad i koktajl, ale na jedno z byłych przejść granicznych między Wschodnim i Zachodnim Berlinem Gorbaczow pojechał z Merkel. Doszukiwać się konfliktu? Afrontów? Zupełnie nie - role zostały rozpisane i podzielone bezkonfliktowo. A nawet jeśli nie - nie było żadnych oznak, z których można by wyciągnąć taki wniosek.

Czy Lech Kaczyński i Donald Tusk potrafiliby tak samo? Wierzę, że tak, ale wymagałoby to od nich wielkiego samozaparcia, a byle iskra mogłaby spalić takie współistnienie dwóch najważniejszych obecnie polskich polityków. I to mimo, że programy PO i PiS są sobie bliższe. Mimo też tego, że obie partie mają podobne dziedzictwo tkwiące w opozycji, która o sukces 1989 roku walczyła.

Dlaczego warto o tym wspomnieć przy okazji rocznicy upadku muru w Berlinie? Dlatego, że w zgodnym odczuciu Polaków to Okrągły Stół i pokojowe przejęcie władzy przez obóz Solidarności dały przykład innym. To Polska dała sygnał innym krajom obozu komunistycznego do walki o wolność. W Berlinie na dawnej polskiej ambasadzie, 200 metrów od Bramy Brandenburskiej, zawisł transparent o treści „Udało się razem”. Nawet organizatorzy i uczestnicy berlińskich obchodów wciąż nawiązywali do roli Polski - stąd ważna rola Lecha Wałęsy, który symbolicznie przewrócił mur z kostek domina. I to był chyba silniejszy sygnał niż dwie polskie imprezy, w dwóch miastach - pod wodzą premiera kontra patronat prezydenta.

Rok, który można było politycznie i wizerunkowo wygrać, kończy się. To Angela Merkel będzie się kojarzyć z obchodami 20 lat zjednoczonej Europy. Bo choć to polityk pewnie mniej wyrazisty nie tylko od Sarkozy’ego czy Berlusconiego, ale nawet od naszych liderów partyjnych, to ma coś, czego pozazdrościć jej można - umiejętność spokojnego, nawet może flegmatycznego podejścia do polityki.

Merkel z Obamą przegrałaby pewnie konkurs na aplauz wzbudzany w tłumie. Z Berlusconim - rywalizację na riposty. Z Sarkozym na barwne życie osobiste. Ale Niemcy najwyraźniej potrzebują kogoś takiego, skoro Angie, jak nazywają swoja przywódczynię, znów wybrali kanclerzem, czy poprawniej -kanclerką. Jej spokój, opanowanie, umiejętność kompromisu, a przy tym jednak zdecydowanie zapewniły jej zwycięstwo w wyborach, ale też dobre wspomnienia uczestników listopadowych obchodów.

Od szabelki woli wyciągniętą dłoń, od ostrego słowa - przyjacielski gest. Dzięki temu na fajerwerki nad centrum Berlina patrzyły nie tylko dziesiątki tysięcy berlińczyków, ale i pierwszy demokratycznie wybrany polski prezydent, twórca pierestrojki czy szef Komisji Europejskiej.

Adam Górczewski