Uważany za prawdopodobne dzieło włoskiego malarza Caravaggia obraz miał trafić na aukcję z ceną wywoławczą 1500 euro. Płótno tuż przed licytacją zostało zarekwirowane przez hiszpańskie służby. Media szacują, że może być warte ponad 150 mln euro. Ważną rolę w tej historii odegrał włoski znawca sztuki, który szybko stwierdził, że na aukcji ma zostać wystawione arcydzieło.

Jak powiedział w wywiadzie opublikowanym w dzienniku "El Mundo" Jorge Coll, szef zajmującej się odnawianiem dzieł sztuki Fundacji Colnaghi, właścicielami obrazu są członkowie pochodzącej z Madrytu rodziny Perez de Castro, kolekcjonerów dzieł sztuki.


Coll ujawnił, że przed przejęciem obrazu olejnego przez władze Hiszpanii, właściciele otrzymali szereg propozycji dotyczących kupna dzieła, w tym ofertę opiewającą na 1 mln euro. Zainteresowany kupnem był jeden z hiszpańskich kolekcjonerów. "The Guardian" podaje, że pewien Włoch zaoferował rodzinie za dzieło nawet mniej, bo 500 tys. euro. Tymczasem, jak oszacowała hiszpańska gazeta po rozpoznaniu obrazu jako prawdopodobnego dzieła Caravaggia, może ono być warte ponad 150 mln euro.

Eksperci niemal pewni autentyczności

Coll przypomniał, że eksperci madryckiego Muzeum Prado stwierdzili już "niemal ze stuprocentową pewnością", że dzieło wyszło spod pędzla włoskiego artysty. Dodał, że choć muzeum zgłosiło chęć odrestaurowania obrazu, to rodzina Perez de Castro odmówiła i przekazała to zadanie Fundacji Colnaghi. Ona również ma przeprowadzić ostateczną ocenę autentyczności obrazu przedstawiającego ukrzyżowanego Chrystusa.

Hiszpańskie służby przejęły obraz tuż przed licytacją

Dzieło uważane za twórczość Caravaggia zostało zarekwirowane 8 kwietnia przez hiszpańskie służby przed jego licytacją i skierowane do Muzeum Prado. Ministerstwo kultury tłumaczyło, że przejęcie obrazu było podyktowane "poważnymi przesłankami", że jego autorem jest słynny włoski malarz, a obraz zostanie wywieziony poza Hiszpanię.


Nie doszłoby do tego, gdyby nie włoski profesor zajmujący się sztuką, Massimo Pulini. Jego historię opisuje brytyjski "The Guardian". Znawca sztuki 24 marca o godzinie 9:48 otrzymał maila od Giancarlo Ciaroniego, znajomego zajmującego się kupnem i sprzedażą antyków ze zdjęciem obrazu, który miał trafić na aukcję w Madrycie. Pulini zobaczył fotografię i doznał olśnienia. Był przekonany, że w Hiszpanii licytowany będzie obraz Caravaggia. Po sześciu minutach odpisał znajomemu: "Cholera, to Caravaggio! Gdzieś ty to znalazł?". "Kiedy zobaczyłem obraz, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wstrząs był natychmiastowy, od razu wiedziałem, że to Caravaggio" - mówił w rozmowie z dziennikiem.

Ciaroni po otrzymaniu odpowiedzi od profesora natychmiast zadzwonił do marszanda, od którego dowiedział się o hiszpańskiej aukcji. Przekazał, że chciałby uczestniczyć w licytacji obrazu i poprosił o zachowanie tej informacji w tajemnicy. Nie wspomniał o tym, że licytowane będzie prawdopodobnie dzieło Caravaggia. Prośba o dyskrecję wzbudziła podejrzenia marszanda. Mężczyzna postanowił wysłać zdjęcie obrazu do Vittorio Sgarbiego, krytyka sztuki, parlamentarzysty ugrupowania Forza Italia i bliskiego przyjaciela Silvio Berlusconiego. Również Sgarbi nie miał wątpliwości, że obraz został namalowany przez Caravaggia. Wieść szybko rozniosła się po świecie sztuki.

Ciaroni poleciał do Hiszpanii i spotkał się z rodziną, która chciała sprzedać obraz. Chciał zawrzeć umowę zanim dzieło trafi na aukcję. Zaproponował Hiszpanom 500 tys. euro. Wtedy rodzina przyznała, że zainteresowanie kupców jest ogromne i potencjalni kupcy proponują im nawet 3 mln euro za płótno. Wtedy do akcji wkroczył hiszpański rząd.

Pierwotnie część znawców sztuki przypisywała autorstwo obrazu jednemu z uczniów hiszpańskiego malarza Jose de Ribery, a cena wywoławcza za dzieło wynosiła zaledwie 1500 euro.