Już 140 osób zginęło w zamieszkach w okupowanym przez Chińczyków Tybecie. Taki bilans dwutygodniowych starć przedstawił premier tybetańskiego rządu na uchodźstwie. Pekin twierdzi jednak, że ofiar jest tylko 19, w tym policjant.

„Bardzo trudno uzyskać szczegóły (odnośnie okoliczności śmierci) z powodu restrykcji nałożonych przez władze chińskie. Ponieważ demonstracje nadal rozprzestrzeniają się na inne rejony w Tybecie, liczba ludzi, którzy zginęli w wyniku brutalnego stłumienia przez armię i policję podczas pokojowych demonstracji, jest zdumiewająca" - czytamy w oświadczeniu tybetańskiego rządu na wygnaniu.

Trwają aresztowania uczestników antychińskich protestów. Za wznoszenie „reakcyjnych” haseł i transparentów zatrzymano ostatnio trzynaście osób. Z kolei nepalska policja aresztowała ponad 100 uczestników antychińskiej manifestacji przed ambasadą Chin w Katmandu. Policja usiłowała odepchnąć demonstrujących od budynku. Kiedy ludzie odmówili rozejścia się, policja załadowała protestujących do ciężarówek i wywiozła do aresztów.

Według ONZ tylko w poniedziałek nepalska policja rozpędziła dwa protesty tybetańskich uchodźców, aresztując aż 475 ludzi. Wśród zatrzymanych znaleźli się znaczący nepalscy działacze na rzecz praw człowieka, którzy przyłączyli się do protestu. Nepalskie władze uznały, że nie pozwolą na protesty skierowane przeciwko "przyjaznemu krajowi", takiemu jak Chiny.

W Nepalu żyje ponad 20 tys. Tybetańczyków, którzy uciekli z ojczyzny po krwawym stłumieniu tam antychińskiego powstania z 1959 roku. Od zeszłego poniedziałku w Katmandu niemal codziennie odbywają się demonstracje na rzecz niepodległości Tybetu.