Co najmniej pięciu ludzi zginęło w południowo-zachodnim Meksyku w starciach między miejscowymi brygadami samoobrony a kartelem narkotykowym Templariuszy. W wyniku walk doszło też do uszkodzenia linii energetycznych. Jak podała AP, setki tysięcy ludzi są bez prądu.

Miejscowe milicje, określające się jako samoobrona, dokonały śmiałego wypadu do miasta Apatzingan - centralnego ośrodka kartelu Templariuszy (hiszp. Caballeros Templarios), pseudo-religijnej grupy zajmującej się handlem narkotykami i wymuszeniami.

W stanie Michoacan grupy samoobrony sprzeciwiające się działalności przestępczej Templariuszy zaczęły organizować się od lutego. Sformowane przez nie patrole pozwoliły unormować sytuację w kilku miejscowościach. W końcu przywódcy milicji zdecydowali się na marsz w celu - jak to określali - "wyzwolenia miasta", w którym mieściły się zarówno placówki służby zdrowia, jak i inne instytucje. Jednak przed atakiem powstrzymało ich wojsko, zakazując wejścia do Apatzingan z bronią w ręku.

W sobotę konwój nieuzbrojonych członków milicji wjechał do miasta. Ale za rogatkami przywitała ich salwa z broni palnej.

Jeden z liderów samoobrony, Jose Manuel Mireles tłumaczył, że Templariusze prawdopodobnie wpadli w furię z powodu inwazji na ich bastion, dlatego też otworzyli ogień. W niedzielę żołnierze kartelu dokonali kontrataku na znajdujące się na obrzeżach miasta milicyjne umocnienia.

Policja podała, że w strzelaninie zginęło pięciu ludzi.

Przypuszczalnie w ramach odwetu kartel dokonał też skoordynowanego ataku na infrastrukturę elektryczną. Zniszczeniu uległo kilkanaście stacji transformatorowych. Według meksykańskich zakładów energetycznych, przez kilka godzin elektryczności nie miało około 400 tys. ludzi.