Nie było niespodzianki w wyborach prezydenckich w Wenezueli. Wstępne wyniki wyborów wyraźnie pokazują zwycięzcę - to urzędujący szef państwa, Hugo Chavez.

Znany z antyamerykańskiej polityki prezydent ma nawet 20-procentową przewagę nad swoim najgroźniejszym rywalem, Manuelem Rosalesem.

Choć nie podliczono jeszcze wszystkich głosów, Chavez już świętuje zwycięstwo - z balkonu pałacu prezydenckiego zaśpiewał hymn narodowy Wenezueli, po czym wznosił okrzyki "Niech żyje socjalistyczna rewolucja". Roztańczony tłum zwolenników wtórował mu skandując: "Chavez nie odchodzi".

Prezydent zadedykował reelekcję na kolejną 6-letnią kadencję przywódcy Kuby Fidelowi Castro, który - jak twierdzi - jest dla niego niczym ojciec. "Zaczęła się nowa era. Udowodniliśmy, że Wenezuela jest czerwona. Nikt nie powinien lękać się socjalizmu, ponieważ socjalizm jest ludzki, socjalizm jest miłością" - perorował Chavez.

Nie omieszkał również skrytykować prezydenta USA George'a W. Busha, nazywając go - jak ma w zwyczaju - szatanem.