Były adwokat specjalizujący się w obronie praw człowieka i kandydat centrolewicowej Demokratycznej Partii Razem Mun Dze In zwyciężył w przedterminowych wyborach prezydenckich w Korei Południowej. Jak wynika z sondaży exit poll, zdobył on 41,4 proc. głosów.

Były adwokat specjalizujący się w obronie praw człowieka i kandydat centrolewicowej Demokratycznej Partii Razem Mun Dze In zwyciężył w przedterminowych wyborach prezydenckich w Korei Południowej. Jak wynika z sondaży exit poll, zdobył on 41,4 proc. głosów.
Mun Dze In /JEON HEON-KYUN /PAP/EPA

Mun opowiada się za powrotem do dialogu z Koreą Północną i deklaruje dążenie do zjednoczenia obu państw.

Cytowany przez agencję Yonhap Mun stwierdził, że jeżeli jego zwycięstwo zostanie potwierdzone po przeliczeniu głosów, będzie oznaczało to zwycięstwo narodu i jego partii. Stanie się zwycięstwem ludzi rozpaczliwie pragnących zmiany rządu. Zrobiliśmy, co w naszej mocy, by pomóc zrealizować te aspiracje i wierzę, że była to siła napędowa, która umożliwiła nasze zwycięstwo dzisiaj - powiedział Mun podczas spotkania ze swoim sztabem i zwolennikami w siedzibie swego ugrupowania w Seulu.

Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień otworzy nowe możliwości dla Republiki Korei (oficjalna nazwa Korei Płd. - PAP) - dodał prawdopodobny nowy szef państwa.

Wybory rozpisano po usunięciu z najwyższego urzędu w państwie Park Geun Hie, która w areszcie czeka na proces w sprawie korupcji.

Według sondaży exit poll we wtorkowym głosowaniu konserwatysta Hong Dzun Pio uzyskał 23,3 proc. głosów, a centrysta i przedsiębiorca An Czol Su - 21,8 proc. Obaj kandydaci w podobny sposób pogodzili się z przegraną. Hong stwierdził, że "akceptuje wynik wyborów", podczas gdy An powiedział: "pokornie przyjmuję wybór narodu".

Ju Song Min z Partii Bareun, która powstała jako odłam partii rządzącej po skandalu z panią prezydent, otrzymał 7,1 proc., a kandydatka Partii Sprawiedliwości Sim Sang Dzung - 5,9 proc.

Szacunki frekwencji na godzinę przed zamknięciem lokali wyborczych, czyli godz. 19 czasu koreańskiego (godz. 12 czasu polskiego), wynosiły 75,1 proc. Yonhap, powołując się na organizację czuwającą nad poprawnością wyborów, informuje, że frekwencja może sięgnąć 77,2 proc., co oznaczałoby, iż głosy oddało 32 mln z 42 mln uprawnionych do głosowania.

Podczas poprzednich wyborów prezydenckich w 2012 roku głosy oddało 75,8 proc. uprawnionych, a w 2007 roku frekwencja wyniosła 63 proc.

Według zapewnień komisji wyborczej ogłoszenie zwycięzcy będzie możliwe w nocy z wtorku na środę, czyli wieczorem czasu polskiego. Wówczas przeliczone zostanie od 60 do 65 proc. wszystkich oddanych głosów.

Ostateczne wyniki mają zostać podane rano w środę czasu koreańskiego. Jeżeli komisja wyborcza nie stwierdzi nieprawidłowości, poznamy nazwisko nowego prezydenta. Według dziennika "Korea Times" zostanie on natychmiast zaprzysiężony, bez okresu przejściowego.

Kampania wyborcza trwała 22 dni i zakończyła się w poniedziałek. Komentatorzy zwracają uwagę, iż nowy prezydent będzie miał do rozwiązania liczne problemy. Chodzi m.in. o decyzję o dalszym kształcie współpracy z USA, budowie systemu obrony przeciwrakietowej THAAD mającego strzec Korei Płd. przed możliwym atakiem rakietowym ze strony Korei Północnej, ewentualny powrót do negocjacji z Pjongjangiem, czy rozwiązanie problemu nieformalnych ekonomicznych sankcji wobec południowokoreańskich produktów w Chinach, które mszczą się za rozpoczęcie montażu THAAD na terenie Korei Płd.

Lokalne media podkreślają, że nowy prezydent stanie także wobec wyzwań dotyczących niskiego przyrostu naturalnego w kraju, braku perspektyw zawodowych dla młodych ludzi oraz wszechobecnej korupcji.

Ujawniony w październiku 2016 roku wielki skandal korupcyjny doprowadził do odsunięcia od władzy prezydent Park, sparaliżował prace rządu w Seulu oraz wyprowadził na ulice miliony ludzi, którzy domagali się odejścia szefowej państwa. Obecny premier, p.o. prezydenta Hwang Kio An nie startował w wyborach.

(az)