​Tzw. szpica NATO to za mało, by odstraszać Rosję przed agresją wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej, dlatego konieczne jest umocnienie obecności wojsk sojuszniczych w tym regionie - przekonuje były szef NATO Anders Fogh Rasmussen. W jego opinii sposobem na odstraszenie Rosjan jest zwiększenie obecności Sojuszu w regionie.

​Tzw. szpica NATO to za mało, by odstraszać Rosję przed agresją wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej, dlatego konieczne jest umocnienie obecności wojsk sojuszniczych w tym regionie - przekonuje były szef NATO Anders Fogh Rasmussen. W jego opinii sposobem na odstraszenie Rosjan jest zwiększenie obecności Sojuszu w regionie.
Zdjęcie ilsutracyjne /Grzegorz Michałowski /PAP

Na początku lutego ministrowie obrony państw NATO zgodzili się na wzmocnienie obecności wojskowej na wschodniej flance. Szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego, który obędzie się w lipcu w Warszawie, ma pracować nad szczegółami tych wstępnych ustaleń.

Rasmussen nie ma wątpliwości, że Rosja podejmie kroki na rzecz zmiany decyzji ministrów. Cokolwiek zdecyduje NATO, Rosja zawsze może wymyślić pretekst, by być przeciwko. W takim wypadku dlaczego nie podjąć właściwej decyzji? A właściwa decyzja to uczynienie naszej obecności na wschodzie tak przekonującą, by Rosja nawet nie pomyślała o atakowaniu kogoś (w tym regionie) - powiedział Rasmussen.

Jego zdaniem szczyt w Warszawie powinien podjąć bardzo jasną decyzję w sprawie wzmocnienia obecności NATO na wschodzie, bo Sojusz tego potrzebuje. Oczywiście są na to dwa sposoby - możemy mieć stałą rotację, która ostatecznie oznacza trwałą obecność na wschodzie, lub ulokować bazy, co oznacza trwalsze struktury na miejscu. Można też połączyć te dwa podejścia - wskazał.

Według uzgodnień ministrów obrony państw NATO planiści Sojuszu mają wiosną przedstawić konkretne propozycje dotyczące tego, jakie i jak liczne siły mają być zaangażowane we wzmacnianie wschodniej flanki NATO.

Rasmussen podkreślił, że rozumie, dlaczego Polsce zależy na stałych bazach, i osobiście opowiadał się za tym rozwiązaniem. Zwrócił przy tym uwagę, że wszystkie decyzje w Sojuszu Północnoatlantyckim podejmowane są jednomyślnie, dlatego "stała rotacja" żołnierzy zamiast stałych baz może być rozwiązaniem akceptowalnym dla wszystkich.

Jak przypomniał, w 2014 r. wyszedł z pomysłem utworzenia tzw. szpicy czyli sił szybkiego reagowania, które mogłyby być zdolne do działania w ciągu 48 lub maksymalnie 72 godzin. Teraz naczelny dowódca sił sojuszniczych NATO Philip M. Breedlove mówi, że to zabierze więcej niż 72 godziny. Jeśli tak rzeczywiście jest, to Rosja byłaby w stanie zaatakować i okupować Europę Wschodnią szybciej, niż my moglibyśmy zmobilizować wojsko - zwrócił uwagę Rasmussen.

Jak zaznaczył, z tego powodu sama szpica to za mało, by zapewnić bezpieczeństwo na wschodniej flance NATO. Dlatego należy myśleć o trwałej obecności żołnierzy Sojuszu na Wschodzie. Jestem mocnym zwolennikiem takiego rozwiązania - zaznaczył.

Plany utworzenia tzw. szpicy czyli Wspólnych Sił Operacyjnych Bardzo Wysokiej Gotowości (skrót nazwy angielskiej VJTF), które - w założeniu - mają być zdolne do działania w ciągu 48 godzin, przyjęto na szczycie NATO w Newport w Walii we wrześniu 2014 r., gdy Rasmussen był sekretarzem generalnym Sojuszu. W czerwcu 2015 r. ministrowie obrony państw NATO uchwalili zwiększenie liczebności obejmujących również szpicę sojuszniczych Sił Odpowiedzi z ówczesnych 13 tys. do 40 tys. żołnierzy.

Polskie władze opowiadają się za tym, by w naszym kraju znalazły się stałe bazy sprzętowe NATO. Prezydent Andrzej Duda mówił na niedawnej konferencji bezpieczeństwa w Monachium, że obecność wojskowa może mieć charakter rotacyjny, ale musi być na tyle intensywna, by w praktyce oznaczała obecność stałą.

(abs)