Byli nierozłączni przez 70 lat, aż do ostatniego bicia serca. Małżonkowie Norma i Francis Platell z Australii zmarli trzymając się za ręce, w odstępie kilku minut.

90-letnia Norma i 93-letni Francis większość swojego życia spędzili razem. Poznali się, gdy byli nastolatkami; pobrali, gdy ona miała 20, a on 22 lata. Doczekali się trójki dzieci. Ich historię dla "Daily Mail" opisała ich córka, mieszkająca w Wielkiej Brytanii dziennikarka Amanda Platell.

Ostatnie lata życia para małżonków spędziła w ośrodku spokojnej starości. Zamieszkali tam, kiedy Francis po wylewie nie był już w stanie sam opiekować się chorą na Alzheimera żoną.

Był przy niej od rana do wieczora. Mama zasypiała na jego ramieniu - pisze ich córka Amanda.


W grudniu tuż przed Bożym Narodzeniem Francis złamał pod prysznicem nogę, potem wdarła się infekcja. Po powrocie ze szpitala był z każdym dniem słabszy. Kiedy Amanda poleciała odwiedzić rodziców, usłyszała od ich opiekunów, że więź między małżonkami jakby jeszcze bardziej się zacieśniła.

Mama patrzyła na niego. Jeśli on nie chciał jeść, ona też nie jadła. Jeśli nie chciał pić, ona też. Francis był coraz słabszy - wspomina.

6 stycznia pielęgniarka podczas obchodu pokojów pacjentów zajrzała do małżonków. Leżeli jak zawsze na zsuniętych łóżkach, by mogli czuć swoją bliskość. Oboje mieli płytki, niespokojny oddech. Dlatego po kilku minutach pielęgniarka poszła do ich pokoju jeszcze raz. Oboje już nie żyli. Leżeli trzymając się za ręce, jakby spali.

Odeszli spokojnie. Razem. Tak jak chcieli - pisze Amanda.

Lekarze nie byli w stanie określić, kto zmarł pierwszy. Wiadomo, że był to odstęp kilku minut, może sekund.

Byli ze sobą do końca, zostali też razem pochowani. Ona po prawej stronie, on po lewej - tak jak przez całe życie spali w małżeńskim łożu, które było prezentem ślubnym od Normy dla Francisa.

Opracowanie na podstawie "Daily Mail":