To na razie tylko spekulacje. Jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić – tak doniesienia niemieckiej prasy, że Jerzy Buzek ma zostać kolejnym szefem Parlamentu Europejskiego po wyborach w 2009 roku komentuje sam zainteresowany. Najpierw muszą być wybory – dodaje.

Każdy z przyszłych członków parlamentu musi znaleźć się na liście, musi mieć poparcie w swojej partii w każdym kraju członkowskim. Rozmowy o tym następują o rok za wcześnie - podkreśla Jerzy Buzek.

O tym, że Polak ma spore szanse, by zostać szefem PE, przekonani są rozmówcy brukselskiej korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej–Borginion. Były polski premier jest bowiem znany i ceniony w Europarlamencie, jest m.in. laureatem prestiżowej nagrody „Eurodeputowany roku”. W kuluarach mówi się także, że nieoficjalnie kandydatów uzgodnili już premier Donald Tusk i kanclerz Angela Merkel.

Ale pojawiają się też głosy, że tak wczesne ujawnienie planów chadeków co do Jerzego Buzka, może okazać się niedźwiedzią przysługą. Rzadko bowiem się zdarza, by ktoś tak wcześnie wymieniany ostatecznie objął stanowisko. Padają więc pytania, czy nie jest to próba spalenia kandydata.

O tym, że polski eurodeputowany i były premier ma zostać przewodniczącym Parlamentu Europejskiego napisał niemiecki dziennik "Handelsblatt". Według gazety w tej sprawie porozumiały się dwie największe frakcje: Partia Europejskich Socjalistów oraz chadecka Europejska Partia Ludowa.

Buzek cieszy się uznaniem bez względu na przynależność partyjną i ze względu na duże polityczne doświadczenie najlepiej nadaje się na urząd przewodniczącego - pisze "Handelsblatt". Gazeta dodaje, że 67-letni polski eurodeputowany byłby drugim z rzędu politykiem frakcji konserwatywnej, który stanie na czele PE. Obecnie urząd ten pełni niemiecki chadek Hans-Gert Poettering.

Jak pisze niemiecki dziennik, apetyt na funkcję przewodniczącego PE ma też szef frakcji socjalistów Martin Schulz. Jednak zaakceptuje kandydaturę Buzka, bo wybór kolejnego obywatela Niemiec z rzędu na najwyższe stanowisko w Parlamencie Europejskim wydaje się nie do przeforsowania.

Jerzy Buzek, eurodeputowany z Platformy Obywatelskiej, miałby pełnić urząd szefa PE przez dwa i pół roku. Jedynym co może mu zagrozić, jest porażka konserwatystów w wyborach do Parlamentu w 2009 roku. Ale na to obecnie niewiele wskazuje - podkreśla "Handelsblatt".

W komentarzu do artykułu niemieccy dziennikarze oceniają, że porozumienie największych frakcji w sprawie kandydatury Buzka na stanowisko szefa PE jest "wyraźnym znakiem", iż "Polska powróciła do Unii Europejskiej" po zmianie rządu w Warszawie.