W swoim ostatnim orędziu o stanie państwa wygłoszonym w poniedziałek wieczorem, prezydent George Bush zapowiedział walkę do zwycięstwa z Al-Kaidą w Iraku i na innych frontach wojny z islamskim terroryzmem. Ostrzegł też Iran, że Ameryka "będzie bronić swych żywotnych interesów w rejonie Zatoki Perskiej" i wezwał go do "ponownego przyłączenia się do wspólnoty narodów".

Jak wielokrotnie poprzednio, wyraził też poparcie dla ruchów demokratycznych na świecie i potępienie dyktatur, wymieniając tu Kubę, Białoruś i Birmę.

Bush przypomniał o poprawie stanu bezpieczeństwa w Iraku, co - jego zdaniem - można zawdzięczać zwiększeniu liczby wojsk amerykańskich w tym kraju. Zapowiedział wycofanie w najbliższych miesiącach około 20 tysięcy żołnierzy, ale podkreślił, że "wszelkie dalsze wycofanie będzie zależeć od sytuacji na froncie i zaleceń dowódców".

Bush przekonywał, że w Iraku postępuje także proces stabilizacji politycznej w wyniku coraz lepszej współpracy zwaśnionych grup religijnych. Głównie mówił jednak o sukcesach w 

walce z działającą tam Al-Kaidą. Al-Kaida jest w odwrocie, zabiliśmy setki ich agentów. Wróg będzie pokonany -powiedział.

W optymistycznym świetle przedstawiał też wojnę w Afganistanie. Podkreślił, że trzeba tam kontynuować walkę mimo trudności, gdyż "pokonanie talibów jest żywotną sprawa dla naszego bezpieczeństwa".

Znaczną część trwającego około 50 minut przemówienia Bush poświęcił problemom gospodarki USA, której grozi recesja. Na dłuższą metę, Amerykanie mogą mieć zaufanie do rozwoju naszej gospodarki, ale w krótszej perspektywie, nasz wzrost ekonomiczny się spowolnił - przyznał.