Rosjanie grożą sankcjami brytyjskim dyplomatom w związku z ponownym otwarciem placówek British Council w Sankt Petersburgu i Jekaterynburgu. Ale te groźne pomruki wydają się być przede wszystkim sygnałem dla rosyjskiej opinii publicznej.

To pokazuje siłę naszego kraju - twierdzi wpływowy deputowany Konstatnin Kosaczow. Wielkiej Brytanii w tej sytuacji zależy na wielkim skandalu, by obwiniać Rosję o niecywilizowane i bezprawne metody. To oczywista prowokacja i Rosja im się nie podda - zaznacza.

Rosyjscy włodarze przekonali się już, że ich groźby działają na Zachodzie, gdzie ponownie pojawił się strach przed Moskwą. Wystarczyło niewielkim kosztem wysłać na patrole stare samoloty, ruszyć z portów rdzewiejące okręty, a Amerykanie grzecznie konsultują swe plany antyrakietowe, a z Rosją zaczęto się liczyć jak za starych, dobrych, radzieckich czasów.