Jair Bolsonaro, skrajnie prawicowy populista, który w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Brazylii uzyskał 46 proc. poparcia, według sondaży w drugiej turze w niedzielę odniesie wysokie zwycięstwo nad socjalistą Fernando Haddadem - może liczyć na 57 proc. głosów.

Haddad, który jako kandydat Partii Pracujących zajął miejsce byłego prezydenta Luiza Inacio Luli da Silvy - wcześniejszego faworyta sondaży, skazanego pod zarzutem korupcji na 12 lat więzienia - ma według sondaży 43 proc. poparcia; w pierwszej turze 7 października uzyskał 29 proc. głosów.

Mimo poparcia ze strony Luli oraz niektórych tradycyjnych przeciwników ideologicznych i politycznych lewicowej Partii Pracujących, m.in. byłych gubernatorów stanów Sao Paulo i Pernambuco, Alberto Goldmana i Jarbasa Vasconcelosa, Haddad nie zdołał zmniejszyć dystansu do Bolsonaro.
Kapitan rezerwy Bolsonaro, od najwcześniejszej młodości związany emocjonalnie, a następnie politycznie z organizacjami paramilitarnymi i z wojskiem, zapowiada powołanie generałów na szefów kilku kluczowych resortów w swym przyszłym rządzie.

Obiecuje też "przeorientowanie" brazylijskiej polityki zagranicznej poprzez zmianę jej kierunku i dotychczasowych sojuszów "z południowego na północny".

Za rządów lewicowego prezydenta Luli da Silvy (2003-2011) i jego kontynuatorki z tej samej Partii Pracujących (PT) Dilmy Rousseff (2011-2016) Brazylia przewodziła takim organizmom integracyjnym jak Unia Narodów Południowoamerykańskich (UNASUR) i Wspólnota Państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów (CELAC) oraz forum BRICS, które łączy wschodzące gospodarki Brazylii, Rosji, Indii, Chin i Afryki Południowej.

Bolsonaro chce odwrócić Brazylię od świata


Tymczasem Bolsonaro dał już dość jasno do zrozumienia, że jego przyszły rząd zdystansuje się wobec tych ugrupowań państw i porzuci niektóre układy międzynarodowe.

Faworyt niedzielnych wyborów w Brazylii postanowił kontynuować w polityce zagranicznej kierunek, w którym poszedł następca Dilmy Rousseff, prezydent Michel Temer: doprowadził on już do wycofania się kraju z UNASUR. Bardziej problematyczne będzie wycofanie się Brazylii z BRICS, ponieważ nie ma szans na innego wielkiego importera jej produktów rolnych niż Chiny.

Według specjalistki w dziedzinie stosunków międzynarodowych prof. Andrei Ribeiro Hoffmann z Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego w Rio de Janeiro, Bolsonaro - wbrew brazylijskiej tradycji dyplomatycznej - planuje też zdystansowanie się od międzynarodowych traktatów i organizacji międzynarodowych, m.in. od ONZ, uznanie Tajwanu, przeniesienie ambasady Brazylii z Tel Awiwu do Jerozolimy i wycofanie uznania dla Palestyny.

W polityce wewnętrznej Bolsonaro za jedną z najważniejszych podstaw stabilności swego przyszłego rządu uważa wielką i średnią własność rolną, której przedstawiciele mają w parlamencie 218 deputowanych i 18 senatorów.

W tekście ogłoszonym na Twitterze po środowym spotkaniu z czterdziestoma przedstawicielami wpływowej Demokratycznej Unii Agrarnej (UDR) zrzeszającej wielkich właścicieli ziemskich prezes UDR Luiz Antonio Nabhan Garcia napisał: "Brazylia powinna zrewidować niektóre punkty Porozumienia Paryskiego w sprawie zmian klimatycznych, ponieważ nie może zobowiązać się do całkowitego powstrzymania deforestacji (Puszczy Amazońskiej)".

Brazylijski Episkopat katolicki wezwał w środę wyborców do udziału w niedzielnym głosowaniu, aby kierując się "świadomym i wolnym wyborem" poparli projekty umacniające w kraju demokrację i "pokój społeczny". Biskupi, nawiązując do "zaciekłości", z jaką toczyła się kampania, apelują o "porzucenie oręża nienawiści i zemsty, które stworzyły klimat przemocy zagrażający demokratycznym podstawom współżycia społecznego".

Brazylijski Kościół katolicki wzywa zwalczające się obozy polityczne do "powrotu na pokojową drogę rywalizacji wyborczej" oraz "porzucenia wszelkiej nietolerancji, dyskryminacji i przemocy".

"Episkopat - pisze hiszpańska agencja EFE - jakkolwiek nie wymienia nazwiska Bolsonaro (przeszedł on niedawno z katolicyzmu na protestantyzm), zdaje się wskazywać na Bolsonaro. W toku kampanii faworyt wyborów atakował bardzo agresywnie Haddada i nie szczędził deklaracji, które wielu uznało za rasistowskie, homofobiczne i ksenofobiczne".

"Nie wolno nam milczeć, kiedy deptane jest prawo, kiedy wymiar sprawiedliwości jest korumpowany i powraca przemoc" - stwierdza cytowana nota brazylijskiego Episkopatu, w której największe dzienniki kraju, wśród nich "La Folha de Sao Paulo" dostrzegają nawiązanie do licznych wypowiedzi faworyta wyborów prezydenckich, gloryfikującego okres rządów brazylijskiej junty wojskowej (1964-1985).

Madrycki dziennik "El Pais" w artykule poświęconym niedzielnym brazylijskim wyborom przypomina wypowiedzi Bolsonaro, który wyrażał żal, że junta jedynie torturowała swych przeciwników politycznych zamiast ich zabijać.

Prasa hiszpańska analizując sposób prowadzenia kampanii wyborczej przez Bolsonaro zauważa, że potrafił on dotrzeć w 200-milionowym kraju za pomocą komunikatora WhatsApp do 120 milionów Brazylijczyków, nie wychodząc nawet ze szpitala, a następnie z domu, po zamachu, w którym został poważnie zraniony przez nożownika.

Rozpowszechnianiem komunikatów wyborczych, za pomocą których dotarł do największego i najbardziej zróżnicowanego elektoratu w Ameryce Łacińskiej, zajmowało się 347 grup jego zwolenników.

W ocenie meksykańskiego dziennikarza i pisarza Hectora Aguilara Camina "prawdopodobne zwycięstwo Bolsonaro będzie następstwem rozpadu systemu brazylijskich partii politycznych". "To zła wiadomość dla demokracji podkopanej przez brazylijską korupcję, tak ekstremalną, że jedyny polityk, który mógł zagrodzić Jairowi Bolsonaro drogę do zwycięstwa, były prezydent Lula, znajduje się w więzieniu...".


(nm)