Otwarcie igrzysk olimpijskich w Londynie już w piątek, ale jak się okazuje, nie wszyscy amatorzy wielkiego sportu dostali obiecane bilety. Są wśród nich ludzie, którzy zjechali do stolicy Wielkiej Brytanii z całego świata.

Odpowiedzialny za zamieszanie w związku z zakupionymi biletami jest jeden z brytyjskich dystrybutorów - firma CoSport. Wczoraj przed jej biurami wiły się długie kolejki sfrustrowanych miłośników igrzysk. Nawet po trzech godzinach stania w nich nie można było mieć pewności, że odejdzie się stanowiska z biletami w kieszeni. Tymczasem już dawno wszyscy klienci CoSport rozstali się z pieniędzmi.

Nasze bilety miały zostać wysłane do Kanady, ale nie doszły - mówi jeden z nich. Mieliśmy zarezerwowany hotel, wiec przylecieliśmy do Londynu bez biletów. Teraz stoimy w tej koszmarnej kolejce. Nikt nie odpowiadał na nasze mejle, nie odbierał telefonów. Jedyna rzeczą jaką organizatorzy zrobili doskonale, było zabranie naszych pieniędzy z konta - skarży się Kanadyjczyk.

Jego problem doskonale rozumie amator igrzysk ze Stanów Zjednoczonych: Zamówiłem około 25 biletów. Miały być doręczone w dwóch przesyłkach. Jedną znaleziono, ale drugiej nie ma. Poza tym bilety, które dostałem nie ucieszą mojej żony, bo nie będziemy siedzieć obok siebie. Wprawdzie w regulaminie była wzmianka, że może zaistnieć taka możliwość, ale spodziewałem się, że zrekompensują nam nerwy i godziny stanie w kolejkach - opowiada Amerykanin. Tak się jednak nie stało. Na przykład

podczas meczów tenisa stołowego nie znajdziemy się z żoną nawet w tych samych sektorach - dodaje.