373 zabitych, 128 zaginionych, niemal 1460 rannych - to najnowszy tragiczny bilans uderzenia tsunami w Cieśninie Sundajskiej między Sumatrą a Jawą po sobotnim wybuchu wulkanu Krakatau. Indonezyjska Agencja ds. Zwalczania Skutków Katastrof nadal prowadzi akcję ratowniczą, ponieważ pod gruzami zawalonych budynków nadal mogą być żywi ludzie.

W działaniach pomagają Lekarze bez Granic, a ONZ zaoferowało pomoc humanitarną i logistyczną, głównie w postaci transportu i kuchni polowych.

Jak podały indonezyjskie władze, wskutek tsunami zniszczonych zostało ponad 600 domów, niemal 70 hoteli i 420 łodzi. 11 tysięcy ludzi zostało pozbawionych dachu nad głową.

Najbardziej dotkniętym przez żywioł rejonem jest Pandeglang, około 100 km na północ od Dżakarty.

Jak przyznał rzecznik Agencji ds. Zwalczania Skutków Katastrof (BNPB) Sutopo Purwo Nugroho, Indonezja nie ma systemu wczesnego ostrzegania przed tsunami. Istniejący system ostrzega tylko przed trzęsieniami ziemi.

Według indonezyjskich władz i mediów, przyczyną tsunami były najpewniej wstrząsy i osunięcia dna morskiego po piątkowej erupcji wulkanu Krakatau. Według rzecznika BNPB, nie widać było żadnych oznak zbliżającego się tsunami, które uderzyło 25 minut po wybuchu wulkanu.

Krakatau, jeden z najaktywniejszych wulkanów na świecie, w ostatnich miesiącach wybuchał wielokrotnie. Jego nadwodna część tworzy w Cieśninie Sundajskiej wyspę o powierzchni 10,5 km kw.

W sierpniu 1883 roku miał miejsce słynny wielki wybuch Krakatau: zginęło wówczas 36 tysięcy ludzi.

Do uderzenia tsunami w Cieśninie Sundajskiej doszło natomiast na kilka dni przed rocznicą potężnego tsunami z 2004 roku: na północnym wybrzeżu Sumatry i w 14 krajach regionu Azji Południowej zginęło wówczas 226 tysięcy ludzi - w tym ponad 120 tysięcy w samej Indonezji.


Opracowanie: