Śmierć prezydenta Michaela Saty sprawiła, że po raz pierwszy od 20 lat afrykańskim krajem będzie rządził biały. Przez trzy miesiące, do nowych wyborów prezydenckich, tymczasowym przywódcą Zambii będzie Guy Scott, potomek brytyjskich osadników z dawnej Rodezji.

Jako tymczasowy prezydent Scott nie będzie mógł stanąć do wyścigu o prezydenturę. Wyklucza go z tego dodatkowo zambijskie prawo, stanowiące, że aby móc ubiegać się o przywództwo kraju, pochodzić z niego musi nie tylko sam pretendent, ale także jego rodzice. Siedemdziesięcioletni Scott urodził się w zambijskim Livingstone, ale jego rodzice, Angielka z Watford i szkocki lekarz z Glasgow, przybyli tu z Wielkiej Brytanii, do pracy w afrykańskiej kolonii.

Wykluczony z walki o prezydenturę, Scott złoży władzę po stu dniach (przejmie ją zapewne obecny minister obrony Edgar Lungu, uważany za faworyta w wyborach), choć gdyby nie przepisy prawne, nie byłby bez szans na to, by Zambijczycy wybrali go sobie na przywódcę.

Mimo jasnej skóry Scott uważany jest w Zambii za tubylca. Szacunek i życzliwość czarnoskórych Zambijczyków zdobył sobie już jego ojciec, Alexander, służąc im przez lata jako lekarz, ale też za własne pieniądze zakładając gazetę "Post", która w czasach, gdy Zambia nosiła nazwę Północnej Rodezji, nie skąpiła krytyki białemu rządowi i brytyjskiej polityce kolonialnej, a także opowiadała się za niepodległością kraju, zdobytą w końcu w 1964 r. W niepodległej Zambii Alexander Scott zasiadał w parlamencie jako poseł niezależny.

W rządzie pierwszego prezydenta Zambii Kennetha Kaundy służył za to jego syn, Guy Scott, który po studiach na brytyjskich akademiach w Cambridge i Oxfordzie podjął pracę w zambijskim ministerstwie finansów.

Rozczarowany socjalistycznymi skłonnościami Kaundy i jego patriarchalnym sposobem sprawowania władzy, Scott przeszedł do obozu jego politycznych przeciwników, a w 1990 r., po pierwszych wolnych wyborach w niepodległej Zambii, wygranych przez opozycję, został ministrem rolnictwa w nowym rządzie.

Przejąwszy władzę, zgodna dotąd opozycja natychmiast się pokłóciła, a Scott zmieniał frakcje i partie, aż w końcu w 2001 r. przystał do Frontu Patriotycznego, kierowanego przez zmarłego w środę prezydenta, populistę Michaela "Króla Kobrę" Satę, którego stał się prawą ręką i najbliższym towarzyszem.

W 2011 r. Sata postanowił po raz czwarty spróbować swoich sił w walce o prezydenturę, a na wiceprezydenta wybrał sobie Scotta. Trzy poprzednie batalie przegrał, ale czwartą wygrał równie zdecydowanie, co niespodziewanie.

Pierwszy skandal Scott wywołał zaraz po zaprzysiężeniu wywiadem, w którym narzekał, że Afryka próbuje wszystkie swoje porażki zrzucać na czasy kolonialne. A tak naprawdę ludzie w Afryce tęsknią za tamtymi czasami - powiedział - Nie za wyzyskiem, ale za tym, że wtedy wszystko działało jak trzeba. W szpitalach dawano lekarstwa, w szkołach były książki, a w sklepach towary.

Znany z ciętego języka i zwyczaju nieowijania w bawełnę co myśli, w zeszłym roku kolejnym wywiadem wywołał międzynarodowy skandal dyplomatyczny. W wywiadzie dla londyńskiego "Guardiana" wytknął kontynentalnemu mocarstwu, Republice Południowej Afryki, pychę i niekompetencję. Przyznał też, że on sam i cała Afryką nie znoszą imperialnych manier "przywódców z Pretorii i Kapsztadu, którzy po przejęciu władzy od białych sami zaczynają się zachowywać jak biali". W Afryce nikt nie lubi RPA, tak jak w Ameryce Południowej nie znoszą Stanów Zjednoczonych - dodał.

Kiedy przed dwoma laty były prezydent USA George Bush zjechał z wizytą do Zambii i przedstawiono mu Scotta jako wiceprezydenta tego afrykańskiego kraju, Jankes nie mógł powstrzymać zdziwienia. Żarty sobie stroicie! - wykrzyknął.

Przed Scottem ostatnim białym prezydentem na Czarnym Lądzie był Frederik de Klerk, rządzący RPA w latach 1989-94.

Po de Klerku jedynym białym politykiem, jaki sprawował władzę w Afryce, był Paul Berenger, który w latach 2003-05 pełnił obowiązki premiera na Mauritiusie.

(j.)