Ukraińska policja odnalazła w kijowskim parku powieszonego Witalija Sziszowa, szefa Domu Białoruskiego w Kijowie, który pomagał swym rodakom represjonowanym przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Aktywista zaginął wczoraj w czasie joggingu.

Sziszow wyszedł z domu pobiegać wczoraj o 9 rano, miał wrócić godzinę później. Nie pojawił się i nie było z nim kontaktu, zgłoszono więc jego zaginięcie.

Dzisiaj policja poinformowała o odnalezieniu ciała aktywisty: znaleziono je w parku nieopodal miejsca, w którym mieszkał.

Kijowska policja wszczęła już śledztwo ws. umyślnego zabójstwa. Zaznaczono, że śledczy sprawdzą wszystkie okoliczności śmierci Witalija Sziszowa, również scenariusz morderstwa upozorowanego na samobójstwo.

Na miejscu zabezpieczone zostały rzeczy osobiste mężczyzny, w tym jego telefon.

Ujawniono, że z numeru aktywisty wykonanych zostało od wczoraj kilka "głuchych telefonów".

Analizowany jest miejski monitoring, funkcjonariusze szukają również świadków.

Przesłuchani mają być także znajomi Sziszowa. Śledczy chcą poznać relacje nt. ostatnich dni życia aktywisty i jego stanu emocjonalnego.

Białoruski Dom na Ukrainie o śmierci Sziszowa: "To zaplanowana przez czekistów operacja"

Witalij Sziszow prowadził Dom Białoruski w Kijowie: organizacja pomaga Białorusinom, uciekającym z kraju przed prześladowaniami ze strony reżimu Łukaszenki, w znalezieniu na Ukrainie mieszkania i pracy, wspiera ich również poradami prawnymi.

W związku ze śmiercią aktywisty Dom Białoruski wydał w serwisie Telegram oświadczenie, w którym stwierdza wprost: "Nie ma wątpliwości, że to zaplanowana przez czekistów operacja mająca na celu likwidację prawdziwie niebezpiecznego dla reżimu Białorusina. Będziemy walczyć o prawdę o śmierci Witalija!".

Działacze zaznaczają również, że Sziszow był od dłuższego czasu śledzony, o czym informowano policję.

Podają także, że zarówno "źródła" na Ukrainie, jak i "ich ludzie na Białorusi" niejednokrotnie ostrzegali ich o możliwych prowokacjach wobec nich, o możliwości porwania, a nawet "likwidacji".

Współpracownicy aktywisty przypominają także, że jesienią 2020 roku Witalij Sziszow musiał uciec na Ukrainę po udziale w Homlu w protestach przeciwko sfałszowaniu przez Alaksandra Łukaszenkę wyników wyborów prezydenckich.

Opracowanie: