Do białoruskich mediów trafiła rzekomo tajna notatka, według której poparcie dla prezydenta Alaksandra Łukaszenki wynosi 76 proc. Zdaniem niezależnego portalu Naviny.by upublicznienie notatki jest elementem PR, a zawarte w niej informacje "budzą wątpliwości”.

Według autorów trzystronicowej notatki, którą podpisał szef prezydenckiego centrum analiz, poparcie dla prezydenta Łukaszenki wynosi obecnie 76 proc., a wkrótce może osiągnąć 80 proc. W dokumencie nie ma przy tym podanego źródła danych, a autorzy powołują się na "informacje operacyjne zdobyte z różnych źródeł". Pozostali uczestnicy kampanii prezydenckiej, a więc potencjalni rywale Łukaszenki, mają według nich w sumie 16 proc. poparcia.

Notatka "wypłynęła" do mediów po czwartkowym spotkaniu prezydenta z pracownikami mediów państwowych. Początkowo opublikował ją jeden z dziennikarzy, a w piątek wieczorem potwierdził jej istnienie "zbliżony do prezydenta" kanał w komunikatorze Telegram - Puł Pierwogo.

Łukaszenka, zapytany o rozpropagowany przez jego oponentów mem, według którego jego poparcie nie przekracza 3 proc., zarządził, by przyniesiono mu "tę teczkę", w której znajdują się dane na ten temat. Na Białorusi są to dokumenty tajne - badania socjologiczne na temat poparcia dla władz nie są w tym kraju publikowane i mogą je przeprowadzać tylko struktury państwowe.

Autor publikacji na portalu Naviny.by, analityk Alaksandr Kłaskouski przypomina dane zamkniętego pod presją władz w 2016 r. niezależnego ośrodka NISEPI, według których w czerwcu tamtego roku poziom zaufania do Łukaszenki utrzymywał się na poziomie 38,6 proc, a notowania wyborcze - 29,5 proc.

Łukaszenka jest oszukiwany?

Przed wyborami w 2015 r. na Łukaszenkę gotowych było oddać głos 38,6 proc., a podczas wyborów poparło go według NISEPI 50,8 proc. głosujących. Oficjalnie prezydent zdobył wtedy 83,5 proc. głosów.

Ponadto niedawno dyrektor Instytutu Socjologii Narodowej Akademii Nauk Białorusi potwierdził, że w marcu-kwietniu poziom zaufania do prezydenta w Mińsku wynosił 24 proc. Z notatki analityków prezydenta wynikałoby natomiast, że mniej więcej w tym samym czasie ten sam wskaźnik wynosił 52 proc.

Jeśli przyjmiemy, że Łukaszenka zna inne (niż podane w notatce - PAP), mniej optymistyczne dane na temat swojej popularności, a w tym przypadku mamy do czynienia z informacyjną operacją specjalną, to po pierwsze, jest ona nie w porządku wobec elektoratu, a po drugie wykonana tak topornie, że od razu poniosła klęskę - ocenił Kłaskouski.

Jeśli jednak szef państwa otrzymuje regularnie takie dane i takie wnioski, których obiektywność jest mocno wątpliwa, to wychodzi na to, że prezentuje mu się nieadekwatny obraz rzeczywistości - podkreślił.

Wskazał również na reakcje różnych bliskich prezydentowi osób, którzy pieją z zachwytu nad "fenomenalną otwartością", której przejawem miało być podzielenie się danymi o poparciu. Tym ludziom nie przychodzi do głowy, że nienormalne jest utajnianie danych socjologicznych. Czy notowania prezydenta powinny być tajemnicą państwową? - pytał autor komentarza.

Według Kłaskouskiego władze w czasie obecnej kampanii zachowują się tak, jakby "ani trochę" nie wierzyły w dane z tajnej notatki. Jeśli poparcie jest tak ogromne, to po co represjonować i rozwałkowywać po asfalcie swoich oponentów? - zapytał publicysta.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Francuscy agenci skazani za zdradę stanu i szpiegostwo na rzecz Chin