Uczestnicy środowych milczących protestów w Mińsku stanęli w czwartek przed sądami, które skazały większość z nich na kary od 10 do 12 dni aresztu. Kilka dziewcząt zostało skazanych na grzywny.

Na 10 dni aresztu sąd skazał Alonę Lichawid, matkę 21-letniego Mikity Lichawida, skazanego na kilka lat kolonii karnej za udział w protestach po wyborach prezydenckich w grudniu zeszłego roku. Karę 11 dni aresztu otrzymała Alaksandra Klimowicz, współpracowniczka niezależnej telewizji Biełsat.

W stolicy Białorusi zatrzymano w środę około 20 osób. Kilkoro niepełnoletnich zwolniono, po jedną z dziewcząt przyjechała karetka, a 17 osób spędziło noc w mińskim areszcie przy ul. Akreścina. Na procesach tym razem zatrzymanym zarzucano nie publiczne przeklinanie, ale udział w masowym zgromadzeniu odbywającym się bez zezwolenia, co jest już przynajmniej bliższe prawdy - relacjonowała obrończyni praw człowieka Nasta Łojka. Przyznała też, że zatrzymania odbywały się mniej brutalnie: Znacznie rzadziej używano siły fizycznej, nie dostawaliśmy informacji, by zatrzymanych bito w autobusach. Na komisariatach milicjanci zachowywali się mniej lub bardziej uprzejmie.

Siódma z kolei akcja milczącego protestu przeciwko polityce prezydenta Aleksandra Łukaszenki była mniej liczna niż poprzednie. W wyniku dotychczasowych protestów zatrzymano - według obrońców praw człowieka - ponad 1800 osób, w tym około tysiąca w Mińsku. Znaczna część zatrzymanych została skazana przez sądy na areszt lub grzywny.