Burmistrz belgijskiego miasta Nieuwpoort powiedział "mea culpa" z powodu spalenia prawie 400 lat temu 17 osób oskarżonych o czary. Jak zapewnia w rozmowie z dziennikarką RMF FM historyk Jan Dhondt, decyzja ta ma przede wszystkim znaczenie historyczne. "Potomkowie tych ofiar wciąż żyją tutaj w Nieuwpoort. Są to bardzo znane rodziny. Uważaliśmy więc, że trzeba zrobić taki gest rehabilitacji ze względu na te rodziny" - mówi Dhondt.

W najbliższą niedzielę, podczas specjalnej rekonstrukcji, w Nieuwpoort zostanie odtworzony proces jeden z rzekomych czarownic. Joanna Penne, córka piekarza, który także został oskarżony o czary, po wyjściu za mąż urodziła 11 dzieci, z których przeżyło tylko jedno. Poza tym kobieta dwukrotnie została wdową. Dowodem na jej kontakty z diabłem miało być również czerwone znamię, które od urodzenia miała pod okiem.

Po aresztowaniu Joanna Penne była torturowana, choć - według przekazów - nakłuwanie znamienia i powieki nie wywoływano u niej bólu. 16 maja 1650 roku kobietę spalono na stosie. Nieuwpoort co dwa lata organizuje rekonstrukcję historyczną tych dramatycznych wydarzeń. Oczywiście jest to spektakl, jest także jarmark i zabawa, ale w momencie, gdy płonie stos zapada śmiertelna cisza - opowiada Dhondt.

W miejscu, gdzie palono czarownice niedługo ma stanąć pomnik z wyrytymi nazwiskami wszystkich ofiar.