Belgia ma się dobrze i nie grozi jej, że będzie musiała zwrócić się o pomoc finansową do UE jak Grecja czy Irlandia - oświadczył w sobotę minister finansów Didier Reynders. Jednak sytuacja w jego kraju niepokoi rynki finansowe.

Na razie nie mamy w Belgii poważnych problemów - stwierdził Reynders pytamy przez dziennikarzy o ryzyko rozprzestrzenienia się kryzysu finansów publicznych w jego kraju. Kryzys w Belgii wynika z panującej tam od kilku miesięcy niepewności politycznej. Minister przypomniał, że jego kraj korzysta z dobrej sytuacji w Niemczech, która daje Belgii duże możliwości eksportowe. Przypomniał ponadto, że Belgia ma poprawny poziom deficytu budżetowego.

Kończymy rok z deficytem budżetowym na poziomie 4,7 proc. PKB. Poziom długu publicznego jest mniejszy niż ustalony w programie stabilności. Jesteśmy jednym z niewielu krajów, które spełniają warunki programu stabilności- zapewnił Reynders.

Rząd, w którym Reynders jest jednym z wicepremierów, działa tymczasowo od pół roku. Od czasu przedterminowych wyborów Walonowie i Flamandowie nie dojść do porozumieniaw kwestii reform instytucjonalnych i utworzenia nowego rządu. Paraliż polityczny obok zadłużenia publicznego sięgającego 100 procent PKB budzi obawy, że Belgia może być kolejnym krajem strefy euro potrzebującym pomocy finansowej. Na razie poprosiły o nią Grecja i Irlandia. Analitycy finansowi bacznie obserwują teraz sytuację w Portugalii i Hiszpanii. Jednak nie uchodzą ich uwadze warunki rynkowe panujące w Belgii i we Włoszech.