Chcesz kupić gminną ziemię? Musisz mówić po niderlandzku. Taki przepis przyjęły władze gminy Zaventem koło Brukseli. Kontrowersyjny regulamin to najnowsza odsłona w konflikcie językowym między belgijskimi frankofonami a Flamandami.

Kraj podzielony jest na trzy regiony: Flandrię, gdzie językiem urzędowym jest niderlandzki, francuskojęzyczną Walonię oraz Brukselę, w której formalnie obowiązują oba języki, ale jest zdominowana przez frankofonów, a Flamandowie próbują temu przeciwdziałać.

Napięcia wynikają z obaw Flamandów o zachowanie tożsamości językowej i kulturowej flamandzkich gmin, z których część - zwłaszcza w okolicach Brukseli - jest zamieszkana przez znaczną "mniejszość" frankofońską. Frankofoni jednak uważają, że mają prawo do przeprowadzki z zatłoczonej i coraz droższej stolicy na przedmieścia, nawet jeśli są one położone już na terytorium Flandrii.

Konflikt prowadzi do absurdów, takich jak zakaz wstępu francuskojęzycznych dzieci na place zabaw w jednej z flamandzkich gmin (pod pretekstem, że nie będą rozumiały poleceń opiekunów), czy sytuacja panująca w trzech gminach pod Brukselą, gdzie flamandzkie władze regionalne nie chcą od półtora roku zatwierdzić frankofońskich burmistrzów, którzy wygrali tam wybory. Zarzut: wszyscy trzej wysyłali swoim wyborcom korespondencję po francusku.