Facebook w 2016 roku publikował reklamy, które były częścią rosyjskiej kampanii informacyjnej, w której chodziło o promocję treści dzielących opinię publiczną - informuje BBC. Kampania kosztowała ponad 100 tys. dolarów. Według informacji podanych przez Facebooka, kampania reklamowa w serwisie kosztowała 100 tys. dolarów i obejmowała emisję 3 tys. postów w ciągu dwóch lat, z datą graniczną zakończenia kampanii w maju tego roku.

Jak informuje BBC, reklamy nie ujmowały treści dotyczących konkretnych osób ze świata polityki, ale tematy takie jak: imigracja, zagadnienia rasowe i problematyka równościowa. Facebook zadeklarował, że współpracuje z organami śledczymi Stanów Zjednoczonych, aby sprawę jak najszybciej wyjaśnić. Dowody trafią do specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który nadzoruje śledztwo w sprawie wpływu Rosjan na wyniki zeszłorocznych wyborów prezydenckich w USA.

Prokremlowskie treści w mediach społecznościowych

Reklamy zamieszczane na Facebooku nawigowały użytkowników serwisu pomiędzy treściami publikowanymi przez 470 kont, kolportujących fałszywe informacje, albo w inny sposób łamiących warunki użytkowania serwisu. "Zarówno reklamy, jak i treści powiązane z tymi kontami skupiały się na pogłębianiu podziałów społecznych i politycznych w całym spektrum światopoglądowym" - twierdzi Facebook w oficjalnej notatce opublikowanej w środę wieczorem. Według niepotwierdzonych przypuszczeń Facebooka, konta, z których pochodziły kontrowersyjne materiały, zostały stworzone przez tzw. Internet Research Agency, grupę z Petersburga, zamieszczającą prokremlowskie treści w mediach społecznościowych. Konta, co do których istniało podejrzenie o prowadzenie niezgodnej z regulaminem działalności, zostały przez Facebooka zamknięte - poinformował szef bezpieczeństwa serwisu społecznościowego Alex Stamos.

Kampania została wykryta podczas wewnętrznego śledztwa Facebooka. Chodziło o wskazanie możliwych przypadków niewłaściwego użytkowania serwisu podczas kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych. Zarówno Facebook, jak i jego twórca, byli krytykowani  za zaniechanie "poważnego potraktowania sprawy możliwych nadużyć w przededniu wyborów" - donosi BBC, przytaczając słowa Marka Zuckerberga. Komentując oskarżenia o umożliwienie tego, aby fałszywe informacje wywierały wpływ na przebieg amerykańskich wyborów Zuckerberg nazwał je "szaleństwem".

Szef bezpieczeństwa Facebooka Alex Stamos dodaje: poszukiwaliśmy reklam, które potencjalnie pochodzą z terytorium Rosji. Nawet tych, które jedynie bardzo delikatnie wskazywały na powiązania z wątpliwymi organizacjami. Poszukiwania prowadzone były na szeroką skalę - zawierała się w nich analiza reklam zakupionych przy pomocy amerykańskiego IP, ale z językiem przekazu ustawionym na rosyjski. Analizowaliśmy nawet te, w wypadku których nie było podejrzenia naruszenia reguł korzystania z serwisu - tłumaczył.

Według Stamosa, Facebook wykrył około 2,2 tys. reklam, potencjalnie mających wywrzeć wpływ polityczny, za łączną kwotę 50 tys. dolarów.

(ug)