Dziesiątki tysięcy ludzi nie ma prądu. Przez kilka godzin zamknięte będzie lotnisko Ronalda Reagana w Waszyngtonie. To skutki ataku zimy na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Spadło tam ponad 30 centymetrów śniegu. Takich opadów nie notowano już od kilkudziesięciu lat.

W bazie lotniczej Andrews koło Waszyngtonu pługi śnieżne musiały oczyścić pas lotniska, by mógł tam wylądować prezydent Barack Obama, wracający ze szczytu klimatycznego w Kopenhadze. Z powodu złej pogody Obama udał się stamtąd do Białego Domu samochodem, a nie jak zwykle śmigłowcem.

Burmistrz Waszyngtonu ogłosił alarm śnieżny, a meteorolodzy ostrzegają, że w najbliższym czasie atak zimy w amerykańskiej stolicy jeszcze się zaostrzy. Stan klęski żywiołowej ogłoszono w Wirginii, gdzie na zaśnieżonych szosach doszło do setek wypadków. W wielu regionach Wschodniego Wybrzeża wydano ostrzeżenia przed silnymi wiatrami, które mogą powodować zawieje i zamiecie śnieżne. Władze apelują do kierowców, by w miarę możliwości nie wyjeżdżali na drogi. Odwołano również wiele lotów, a lotniska w rejonie Waszyngtonu informują o znacznych opóźnieniach.

W piątek, gdy pojawiły się pierwsze ostrzeżenia przed burzą śnieżną, ludzie zaczęli robić zapasy artykułów spożywczych. Wielkim zainteresowaniem cieszyły się też grzejniki.

Ostra zima pokrzyżowała wprawdzie waszyngtończykom plany wykorzystania ostatniego przedświątecznego weekendu do kupienia choćby bożonarodzeniowych prezentów, ale - jak donosi nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski - wielu z nich z ataku zimy się cieszy. Posłuchaj relacji: