Atak na głównym placu Liege nie był zamachem terrorystycznym - twierdzą władze Belgii. Zginęły cztery osoby, w tym zamachowiec, a co najmniej 123 zostały ranne.

Do ataku doszło we wtorek na największym placu Liege. Na Place Saint Lambert trwa jarmark bożonarodzeniowy, dlatego było tam bardzo dużo ludzi. Według wstępnych ustaleń, napastnik wszedł na dach przyległej do skweru piekarni. Stamtąd rzucił w tłum trzy granaty, które eksplodowały. Następnie otworzył ogień. Mężczyzna miał przy sobie rewolwer i lekką broń automatyczną.

Na miejscu zginął 17-letni chłopak, a po przewiezieniu do szpitala - 17-latka i 75-letnia kobieta. Czwarta ofiara to napastnik. Według części świadków, mężczyzna popełnił samobójstwo - strzelił sobie w głowę. Prokuratura zapowiedziała, że zostanie wszczęte dochodzenie, które ma wyjaśnić okoliczności jego śmierci.

Rannych w ataku zostało co najmniej 123 osoby, w tym dzieci.

Policja i straż pożarna ogrodziły miejsce zamachu. Zamknięto wszystkie sklepy w okolicy; w niektórych chronili się ludzie. Nad miastem krążyły policyjne śmigłowce, a na dziedzińcu gmachu sądu, położonym przy placu, zorganizowano punkt medyczny.

Belgijskie media podają, że domniemanym sprawcą strzelaniny był 32-latek. Nordine Amrani w 2008 roku został skazany na prawie pięć lat więzienia za posiadanie broni i uprawianie konopi indyjskich; parał się także paserstwem i odsiadywał karę więzienia za przestępstwa na tle obyczajowym. Wcześniej media mówiły o dwóch, a nawet trzech napastnikach.

Strzelaninę wywołał w drodze na komisariat policji. Został wezwany na przesłuchanie. Prokuratura nie podała jednak szczegółów.

Jak poinformowała belgijska gazeta "La Muese", Amrani bardzo dobrze znał się na broni. W 2008 roku w jego mieszkaniu policja znalazła 10 sztuk broni palnej.

Dotychczas nie ustalono motywów, jakimi kierował się podczas strzelaniny. Mówiło się, że napastnik otworzył ogień, aby ułatwić ucieczkę więźnia z sądu. Budynek znajduje się w pobliżu placu. Zdaniem MSW można jedynie wykluczyć atak terrorystyczny.

Wizytę w Liege jeszcze we wtorek zapowiedział premier Belgii Elio di Rupo.