Co najmniej dziesięć rakiet uderzyło w bazę Al Asad w zachodnim Iraku, gdzie stacjonują amerykańscy żołnierze. Zaatakowana została także baza lotnicza w Irbilu. Irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej wziął odpowiedzialność za przeprowadzenie tych ataków.

Według Pentagonu wystrzelono ponad tuzin rakiet balistycznych w kierunku dwóch baz - Al Asad i w Irbilu.

To dość oczywiste, że te pociski zostały wystrzelone z Iranu i były skierowane na przynajmniej dwie bazy w Iraku, w których przebywali amerykańscy żołnierze oraz personel międzynarodowej koalicji - powiedział rzecznik Pentagonu Jonathan Hoffman.

Na razie nie ma oficjalnych informacji o ofiarach. Według źródeł CNN, w ataku na bazę Al Asad zginęli pracujący tam Irakijczycy, jednak nie zostało to jeszcze potwierdzone. Koalicja wciąż ocenia straty. 

Centrum Operacyjne Ministerstwa Obrony Narodowej w komunikacie przesłanym do PAP poinformowało, że nic się nie stało polskim żołnierzom stacjonującym w bazie wojskowej w Al Asad. W lipcu 2019 roku w tej bazie służbę rozpoczęło 150 żołnierzy z Polski. 

Irańczycy: Zemsta za Sulejmaniego

Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) przyznał się do przeprowadzenia ataków. "Dzielni żołnierze służb powietrznych IRGC przeprowadzili z sukcesem atak przy pomocy dziesiątek rakiet balistycznych na bazę Al Asad, ku czci męczennika generała Kasema Sulejmaniego" - napisali w oświadczeniu.

"Ostrzegamy wszystkich sojuszników USA, że jeśli ataki na Iran zostaną przeprowadzone z waszych baz, to staną się one celem militarnego odwetu" - podkreślają gwardziści. 

IRGC wystąpiło także z żądaniem, by USA wycofało swoje wojska z Bliskiego Wschodu, "jeśli nie chce więcej zabitych żołnierzy". 

Irańska agencja Tasnim poinformowała, że wystrzelono 35 rakiet. Z kolei agencja Fars opublikowała zdjęcia i film z momentu ataku, podpisując go jako "twarda zemsta". 

Trump monitoruje sprawę

Rzeczniczka Białego Domu Stephanie Grisham powiedziała, że prezydent Donald Trump monitoruje sprawę ataku i konsultuje się z osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo narodowe.

W ostatnich dniach w odpowiedzi na irańskie akcje i groźby Departament Obrony przedsięwziął wszelkie środki mające na celu ochronę naszego personelu i sojuszników. Te bazy były postawione w stan alarmowy, gdyż mieliśmy informację, że irański reżim planuje zaatakować nasze siły w tamtym rejonie. Oceniamy sytuację i naszą ewentualną odpowiedź, dokonamy wszelkich możliwych kroków w celu ochrony amerykańskich pracowników, partnerów i sojuszników w regionie - zaznaczono w oświadczeniu Pentagonu. 

W związku z sytuacją do Białego Domu przybył szef Pentagonu Mark Esper oraz sekretarz Stanu Mike Pompeo.

Śmierć "generała cienia"

Kasem Sulejmani i jeden z dowódców irackiej milicji Abu Mahdi al-Muhandis zostali w czwartek późnym wieczorem zabici w Bagdadzie w ostrzale rakietowym sił USA. Według niektórych źródeł ataku dokonano z pokładu śmigłowców wojskowych. Zginęło łącznie osiem osób, a dziewięć zostało rannych. Amerykańskie wojsko zabiło Sulejmaniego na polecenie prezydenta USA Donalda Trumpa.

Sulejmani oskarżany jest o zorganizowanie w grudniu ataku na amerykańską bazę w Iraku, w której zginął jeden obywatel Stanów Zjednoczonych. Pentagon zarzuca mu też "wyrażenie zgody na ataki na ambasadę USA w Bagdadzie".