​Od późnej jesieni pojawiają się doniesienia o możliwej inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Nasz wschodni sąsiad z konfliktem zmaga się jednak od wielu lat, kiedy Rosja przejęła Krym, a następnie gdy w Donbasie wybuchł bunt i powołane zostały dwie samozwańcze republiki: Doniecka i Ługańska. Od 2014 roku na wschodzie Ukrainy trwają walki. Od tamtej też pory Kijów rozwija siły zbrojne. Jaka jest dzisiaj armia Ukrainy i czy może ona przeciwstawić się Rosjanom?

Początki ukraińskiej armii - jako sił zbrojnych niepodległego państwa - sięgają wczesnych lat 90. Wtedy po upadku Związku Radzieckiego, w skład którego wchodziła ukraińska republika radziecka, zaczęto formować fundamenty kraju. A wyzwań było sporo. Ukraińscy wojskowi za czasów ZSRR zazwyczaj służyli poza granicami republiki, z kolei na terenach socjalistycznego państwa związkowego stacjonowali głównie Rosjanie. I tak na Ukrainie w 1990 roku ok. 75 proc. oficerów to byli Rosjanie, z kolei na Zabajkalu (daleki wschód Rosji) Ukraińcy stanowili nawet 60 proc. żołnierzy.  

Formalnie armia niepodległej Ukrainy zrodziła się 6 grudnia 1991 roku, kiedy Rada Najwyższa uchwaliła ustawy "O obronie" i "O siłach zbrojnych Ukrainy". Wszystko miało powstać na bazie "dziedzictwa" Związku Radzieckiego. A był to gigantyczny spadek. Ukraina na początku lat 90. miała trzeci największy na świecie (po USA i Rosji) arsenał nuklearny. Do tego dochodziło 700 tys. żołnierzy, 6,5 tys. czołgów, 7 tys. pojazdów opancerzonych, 1,5 tys. samolotów i wiele okrętów.  

Potężne wojsko trzeba było jednak zmniejszyć, w związku z wymogami Traktatu o Konwencjonalnych Siłach Zbrojnych, który został podpisany w 1990 roku. Ukraina musiała zniszczyć część uzbrojenia oraz doprowadzić do niemal całkowitego rozbrojenia nuklearnego. Trudna była także kwestia podziału Floty Czarnomorskiej. Ostatecznie, na bazie porozumienia prezydentów Łeonida Kuczmy i Borysa Jelcyna, Ukraina otrzymała 18,3 proc. okrętów floty, a Rosjanie - 81,7 proc.

Kolejne lata to reorganizacja postsowieckiego systemu na nowy, z większą demokratyczną kontrolą. Wdrożono nowy program, przeprowadzono szereg zmian administracyjnych i logistycznych. Równolegle zmniejszano liczebność ukraińskich sił zbrojnych. Za optymalne uznano utrzymanie stanu osobowego wojska w czasie pokoju na poziomie 0,8-0,9 proc., jednak stosunek ten nie utrzymywał się. Za rządów Łeonida Kuczmy Ukraina miała ok. 395 tys. żołnierzy, a na wojsko wydawano 1,5-2,2 proc. PKB. Za Wiktora Juszczenki liczebność armii została ograniczona do 245 tys., a za Wiktora Janukowycza - do 165,5 tys. Za tego ostatniego wydatki na obronność spadły też poniżej 1 proc. PKB, co było efektem m.in. globalnego kryzysu gospodarczego.

Reorganizacja armii

Podejście do armii zmieniło się jednak znacząco po aneksji Krymu. W ciągu kilku dni rosyjscy żołnierze przejęli budynki instytucji oraz jednostki wojskowe na półwyspie. Zdaniem ukraińskich ekspertów, spory wpływ na takie działania miały demotywacja i brak wyszkolenia bojowego wielu żołnierzy. Pełniący wówczas obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow twierdzi, że jego rozkazy nie zostały wykonane, a na dodatek 70 proc. żołnierzy Sił Zbrojnych stacjonujących na Krymie przeszło na stronę agresora.

Sytuację Ukrainy pogorszył także bunt na wschodzie, gdzie prorosyjscy separatyści ogłosili niepodległość dwóch samozwańczych republik: Doniecka i Ługańska. Ze względu na gigantyczne zagrożenie suwerenności Ukrainy należało zreformować wojsko. Albo nawet stworzyć je na nowo.

Od 2014 roku Ukraińcy stworzyli prawie dwa tuziny brygad bojowych, nowe pułki i bataliony, jednostki wsparcia bojowego, operacyjnego, logistycznego i technicznego. Wzrosła liczba żołnierzy i pracowników Sił Zbrojnych. Według ustawy, w 2022 roku armia ma liczyć 261 tys. osób, z czego 215 tys. to żołnierze zawodowi.

Zwiększono także znacząco wydatki na wojsko. W 2022 roku zgodnie z planem ma to być już 6 proc. PKB. Dla porównania, Polska wydaje 2,2 proc. PKB na armię.

Siły Zbrojne Ukrainy składają się obecnie z Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej. Do tego dochodzą Oddziały Szturmowe, Siły Operacji Specjalnych, Siły Łączności, Bezpieczeństwa Cybernetycznego oraz Wojska Obrony Terytorialnej.  

Według brytyjskiego Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych w 2021 roku ukraińska armia miała na wyposażeniu:

  • Ponad 2000 tys. czołgów różnych modyfikacji,
  • 1184 bojowe wozy piechoty,
  • 622 transportery opancerzone,
  • 547 opancerzonych pojazdów rozpoznawczych,
  • Ponad 600 jednostek artylerii samobieżnej,
  • Ponad 515 holowanych armat i haubic,
  • Ponad 354 wyrzutni rakiet różnego kalibru,
  • 340 moździerzy kalibru 120 mm,
  • 90 taktycznych systemów rakietowych "Toczka-U",
  • 35 śmigłowców szturmowych Mi-23 i 23 śmigłowce wielofunkcyjne Mi-8,
  • Fregatę Hetman Sahajdaczny,
  • Kilkanaście mniejszych okrętów,
  • 71 myśliwców,
  • 14 bombowców,
  • 31 samolotów szturmowych,
  • 29 samolotów transportowych,
  • 6 bezzałogowych dronów Bayraktar TB2,
  • 322 systemy obrony przeciwlotniczej (S-300, Buk, S-125).

W rankingu portalu Global Firepower, który ocenia całkowitą siłę militarną każdego kraju na świecie, Ukraina zajęła 22. miejsce na 140 państw. Ukraina była wyżej notowana niż np. Polska (24. miejsce). Pierwsze były oczywiście Stany Zjednoczone, na drugim miejscu - Rosja.

Czy to może wystarczyć?

Kiedy jesienią zaczęły pojawiać się informacje o gromadzeniu się rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą, bardzo szybko zaczęto podejrzewać, że Moskwa przygotowuje się do inwazji. Informacje amerykańskiego wywiadu były niepokojące. Jeszcze na początku grudnia mówiono, że Rosja chce zgromadzić ok. 175 tysięcy żołnierzy. Zapowiedzi były jednak nieco przestrzelone, obecnie wywiad sądzi, że przy granicy ćwiczy ponad 100 tys. wojskowych, jednak jest to znacznie mniejsza liczba od początkowo zakładanej. Ukraińcy przekonują, że liczba ta jest na poziomie 127 tysięcy.

Należy jednak pamiętać, że Rosja w regionie nie jest "sama". Wspiera - czemu oczywiście zaprzecza - samozwańcze republiki Doniecka i Ługańska, których łączne siły wojskowe ocenia się na ok. 35 tysięcy osób. Najprawdopodobniej na tych terenach przebywają także rosyjskie siły, aczkolwiek ich liczebność nie jest znana.

Nie wiadomo też jak w przypadku inwazji zachowałby się cichy sojusznik Moskwy, czyli Białoruś. Na luty przewidziane są wspólne rosyjsko-białoruskie ćwiczenia "Sojusznicze zdecydowanie 2022". Z tego też względu do tzw. państwa związkowego przybyli żołnierze Federacji Rosyjskiej. Zaobserwowano ich w regionie homelskim, nieopodal granicy z Ukrainą. Teoretycznie Rosjanie powinni jechać na Zachód, na poligony np. w Grodnie.

Jak na razie eksperci spodziewają się, że Rosja odłoży w czasie ewentualną inwazję. Wszystko przez niesprzyjające warunki pogodowe. Obecnie na wschodzie Ukrainy jest stosunkowo ciepło, a to oznacza m.in. miękkie, bagniste tereny, po których poruszać się ciężkim sprzętem wojskowym. Jednocześnie ewentualny atak musiałby zostać przeprowadzony przed nadejściem wiosny.

Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie szacuje, że w przypadku ataku ukraińska armia nie miałaby za wielkich szans i Kijów mógłby zostać przejęty "w ciągu kilku godzin".