Blisko 30 osób zginęło w ciągu ostatnich dwóch dni na Bliskim Wschodzie. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że mediacje wysłannika USA Anthony Zinniego w Izraelu oraz szczyt państw arabskich w Bejrucie sprawią, że w tym zapalnym regionie zapanuje w końcu spokój. Tymczasem starcia palestyńsko-izrealskie coraz bardziej przypominają otwartą wojnę.

Izraelska armia od wczesnych godzin rannych prowadzi operację w Ramallah, gdzie Jaser Arafat ma swoją główną siedzibę. O rozpoczęciu działań ofensywnych w tym mieście postanowił obradujący nocą rząd Izraela. Celem akcji ma być zlikwidowanie terrorystów, ich mocodawców oraz popleczników. Nie chodzi jednak o samego Jasera Arafata, ani też o jego deportowanie - ustalili izraelscy ministrowie. Strategia polegać ma na całkowitym odizolowaniu palestyńskiego przywódcy za to, że stworzył koalicję terrorystyczną i poparł terroryzm.

W stan gotowości postawiono w Izraelu 20 000 rezerwistów. Żołnierze 9 kompanii, przydzieleni do pomocy policji, mają zapobiegać dalszym zamachom terrorystycznym. Według wojskowych analityków, izraelska armia ponownie zajmie większość palestyńskich miast na Zachodnim Brzegu, po to by rozprawić się z bojówkami terrorystycznymi, w tym siłami bezpieczeństwa Autonomii Palestyńskiej. Aresztowani zostaną osadzeni w specjalnych obozach i przesłuchani.

Jedyną różnicą w tej i poprzednich takich akcjach jest to, że armia ma zielone światło, by eliminować i niszczyć instytucje palestyńskie - z jednym wyjątkiem - Arafat ma pozostać nietykalny. On sam o tym wie i zdaje sobie także sprawę, że zostaną odcięte jego kontakty ze światem zewnętrznym. Dlatego Arafat stworzył specjalną jednostkę kurierów, którzy przenikać mają przez izraelskie linie. Kurierzy to małe dzieci, bo Arafat liczy, że Izrael nie będzie zatrzymywał takich właśnie osób. Niektóre linie telefoniczne w kwaterze w Ramallah pozostaną czynne, by izraelskie służby specjalne mogły podsłuchiwać rozmowy. Pozostałe rozmowy, czy sygnały elektroniczne będą blokowane.

foto RMF

19:10