Samoloty USA zbombardowały pozycje talibów w południowym Afganistanie - podał rzecznik Pentagonu Peter Cook. Naloty były możliwe dzięki decyzji Prezydenta USA Baracka Obamy z 10 czerwca o wsparciu dla armii afgańskiej.

W świetle zarządzeń obowiązujących od grudnia ub.r. kontyngentowi USA nie wolno było otwierać ognia do oddziałów talibów poza sytuacjami obrony koniecznej oraz - rzadziej - dla obrony afgańskich sił rządowych.

Sytuacja zmieniła się 10 czerwca, gdy w Waszyngtonie ogłoszono plan zwiększenia zaangażowania sił amerykańskich stacjonujących w Afganistanie we wspieranie armii tego kraju w walce z talibami. Siły USA mogą teraz otwarcie włączać się do walki.

"Większe zaangażowanie" kontyngentu USA polega głównie na wsparciu lotniczym dla afgańskich sił wojskowych i policyjnych.

Słabym punktem sił zbrojnych Afganistanu jest brak wsparcia lotniczego dla operacji lądowych. Afgańczycy mają na wyposażeniu kilka przeciwpartyzanckich, jednoosobowych samolotów szturmowych A-29 (Embraer EMB 314 Super Tucano) oraz kilka jednosilnikowych śmigłowców wielozadaniowych MD-530F (typu McDonnell Douglas).

Ocenia się, że w 2015 r. straty armii Afganistanu w starciach z talibami sięgnęły 5 tys. żołnierzy. Przyczyną tego stanu rzeczy, twierdzą eksperci, był brak dobrego wsparcia z powietrza.

W Afganistanie stacjonuje 9800 żołnierzy USA. Ich liczba miała być radykalnie zmniejszona w 2015 r., ale zdecydowano, że kontyngent wojsk USA zostanie zredukowany dopiero w 2017 r. do około 5,5 tys.

Zgodnie z założeniami żołnierze USA nie mieli się angażować w bezpośrednie walki z talibami w terenie, mieli natomiast szkolić siły afgańskie oraz ścigać bojowników Al-Kaidy, Państwa Islamskiego i innych organizacji terrorystycznych.

Talibowie opanowali znaczne obszary Afganistanu po zakończeniu głównej misji NATO w tym kraju w 2014 r.; obecnie kontrolują więcej terytorium niż kiedykolwiek od obalenia ich reżimu przez wojska USA w 2001 r.

(abs)