Stany Zjednoczone zgadzają się na pomoc w modernizacji polskiej armii w zamian za zgodę na budowę w naszym kraju bazy tarczy antyrakietowej. Jeszcze w tym tygodniu USA przedstawią nam oficjalnie swoją ofertę - dowiedział się "Dziennik".

W nocy z soboty na niedzielę sekretarz stanu Condoleezza Rice zadzwoniła do ministra Sikorskiego z zapewnieniem, że w najbliższych dniach Waszyngton przekaże nam na piśmie konkretną propozycję odnośnie wsparcia procesu unowocześnienia polskiego wojska - potwierdza "Dziennikowi" rzecznik MSZ, Piotr Paszkowski.

Do tej pory Amerykanie zwlekali z określeniem, w jaki sposób chcą pomóc we wzmocnieniu polskiej obrony przeciwlotniczej i innych rodzajów uzbrojenia. Choć trzy tygodnie temu podczas wizyty w Waszyngtonie Radosława Sikorskiego, Rice zapowiedziała ostrożnie, że taka pomoc nie jest wykluczona, żadne konkrety nie padły. To niepokoiło polskich dyplomatów tym bardziej, że warunki budowy samej bazy właściwie zostały z Amerykanami dogadane.

Polska wystąpiła do USA o dostawy broni rozłożone na wiele lat i warte nawet kilkanaście miliardów dolarów. Amerykanie nie są gotowi na tak duże obciążenia finansowe. Obawiają się też, że jeśli z budową bazy będzie powiązany zbyt daleko idący program wsparcia polskiego wojska, to sprowokuje to Rosję do nowego wyścigu zbrojeń.

Do szukania kompromisu skłania też polskich negocjatorów wczorajsza zapowiedź premiera Czech Mirka Topolanka, że już w środę, podczas wizyty w amerykańskiej stolicy ogłosi zakończenie rokowań w sprawie budowy pod Pragą amerykańskiego radaru mającego współpracować z bazą w Polsce. Czesi nie wystąpili do Waszyngtonu o pomoc wojskową. Jednak jak przyznaje sam Topolanek, jeśli Warszawa nie przystanie na instalację amerykańskich silosów, także w Czechach budowa radaru nie będzie możliwa. Już teraz przeciwna temu projektowi jest przytłaczającą większość czeskiego społeczeństwa, a w praskim parlamencie rząd ma tylko minimalną większość - czytamy w "Dzienniku".