Amerykańskie naloty na Afganistan trwają już ponad półtora tygodnia, ciągle nie wiadomo, czy i kiedy do akcji wejdą oddziały lądowe. O tym, że komandosi są w Afganistanie mówiło się już kilka dni po zamachach w USA 11 września. Wczoraj pojawiły się niepotwierdzone doniesienia o amerykańskim desancie w rejonie twierdzy Talibów – Kandahar.

Tych informacji nie potwierdzili także przedstawiciele Sojuszu Północnego, z którymi rozmawiał nasz specjalny wysłannik do Afganistanu Piotr Sadziński. Podobnie nie ma żadnych informacji o działaniu jednostek specjalnych na terenach opanowanych przez Talibów. Coraz częściej mówi się tam, ze Amerykanie w ataku na Kabul i Kandahar używali śmigłowców należących do oddziałów specjalnych i stąd owa informacja o walkach komandosów w Afganistanie. Użycie helikopterów świadczy o tym, że obrona przeciwlotnicza Talibów jest już coraz słabsza. Jak donosi nasz reporter coraz częściej celem amerykańskich ataków są pozycje i umocnienia Talibow na pierwszej linii frontu. Ma to pomóc wojskom sojuszu Północnego w skutecznym ataku na Kabul.

Amerykańskie samoloty bombardowały w nocy zarówno główne miasta afgańskie - stolicę kraju Kabul i główną twierdzę talibów Kandahar - jak i zgrupowania wojsk talibańskich w różnych punktach kraju. W Kandaharze odnotowano szereg potężnych eksplozji - nie są jednak znane szczegóły. W Kabulu podano natomiast informację o zatrzymaniu w rejonie miasta Kunduz na północy Afganistanu "obcokrajowca", który może być Amerykaninem bądź Brytyjczykiem. Informację o aresztowaniu przekazał szef wywiadu talibów, Kari Ahmedullah.

foto RMF

09:15