Pracownicy kilku niemieckich ambasad są podejrzani o wystawianie wyłudzonych wiz na zlecenie gangów przemytników ludzi i branie łapówek - informuje w najnowszym wydaniu niemiecki tygodnik "Der Spiegel". Śledztwo dotyczy niemieckich placówek w Afryce, Ameryce Południowej i krajach byłego Związku Radzieckiego.

Według tygodnika berlińska prokuratura, którą Ministerstwo Spraw Zagranicznych zawiadomiło o podejrzanych praktykach, wszczęła osiem postępowań w sprawie zorganizowanego przemytu ludzi oraz korupcji.

Śledztwo dotyczy niemieckich placówek dyplomatycznych w państwach Afryki, Ameryki Południowej i krajach byłego Związku Radzieckiego. Podejrzani to obywatele tych państw, zatrudnieni w wydziałach konsularnych niemieckich ambasad. Przez co najmniej minione dwa lata mieli oni regularnie wydawać wizy na podstawie fałszywych danych. W zamian mieli dostawać łapówki wysokości kilkuset euro. Jak podaje "Spiegel", część kobiet, które w ten sposób dostały wizę uprawniającą do wjazdu na terytorium Niemiec, trafiła potem do domów publicznych w Hamburgu.

Podejrzani pracownicy konsulatów zostali już przesłuchani przez niemieckich śledczych oraz zwolnieni z pracy. Jak dotąd nie ma dowodów na to, by w nielegalne praktyki byli zamieszani niemieccy dyplomaci. Policja jednak przypuszcza, że organizatorzy procederu przebywają w Niemczech.

Kilka lat temu w niemieckim MSZ wybuchł podobny skandal, gdy okazało się, że po liberalizacji polityki wizowej przez rząd socjaldemokratów w latach 1999-2000 w ambasadach w Europie Wschodniej, zwłaszcza w Kijowie, dochodziło do licznych nadużyć. Grupy przestępcze wykorzystały nowe przepisy do masowego przerzutu nielegalnych pracowników do Niemiec i innych krajów UE.

W 2005 r. ówczesny szef dyplomacji Joschka Fischer musiał tłumaczyć się z afery przed parlamentarną komisją śledczą.