Nie gazy cieplarniane, ale zawieszone w powietrzu aerozole mogą mieć największy wpływ na ocieplenie klimatu Arktyki – wynika z najnowszych badań naukowców z NASA. Sugerują one, że zmiany zawartości pyłów zawieszonych w atmosferze odpowiadają za ponad 45 proc. wzrostu średniej temperatury w Arktyce, która w ciągu 30 lat osiągnęła 1,5 stopnia Celsjusza

Z jednej strony kraje uprzemysłowione ograniczyły emisję dwutlenku siarki, z którego powstają siarczany odbijające promieniowanie słoneczne. Z drugiej strony kraje rozwijające się zwiększyły znacznie emisję pyłów i sadzy, która z kolei zatrzymuje ciepło. Oba procesy przyczyniają się do ocieplenia klimatu. W Arktyce widać to najwyraźniej, bo zbierają się nad nią zanieczyszczenia z Europy i Ameryki Północnej, a małe opady nie usuwają aerozoli z atmosfery dostatecznie szybko.

Mówi się, że prezydent USA Barack Obama nie wyklucza nawet planów celowej emisji siarczanów do atmosfery, by skuteczniej odbijała światło słoneczne. To jednak ostateczność. Trudno bowiem ocenić wszystkie skutki takich działań, np. zwiększenie opadów kwaśnych deszczów. Są jednak szanse na to, że te wszystkie prognozy uda się dopracować. W Tennessee uruchomiono właśnie drugi najpotężniejszy komputer na świecie. Jego pierwszym zadaniem będą symulacje zmian klimatycznych.