Administracja prezydenta Baracka Obamy przygotowuje zbrojną operację w celu schwytania lub zabicia sprawców ataku na amerykański konsulat w Bengazi. 11 września zginął w nim ambasador USA w Libii Christopher Stevens.

Jak podał "New York Times", Waszyngton ma takie plany, ponieważ słaby rząd porewolucyjnej Libii wydaje się niezdolny do aresztowania zabójców, którymi - według informacji wywiadu - byli najprawdopodobniej terroryści z miejscowej Al-Kaidy. Dodatkowo administracja Obamy jest pod presją ze strony republikanów, którzy twierdzą, że przed atakiem pojawiło się wiele sygnałów ostrzegawczych, zlekceważonych przez Departament Stanu.

Prawicowi przeciwnicy prezydenta nazywają wręcz historię z atakiem "Benghazi-gate", co ma być nawiązaniem do słynnej afery Watergate, która doprowadziła do dymisji prezydenta Richarda Nixona. Zdominowana przez republikanów Komisja Kontroli Rządu w Izbie Reprezentantów rozpoczęła już dochodzenie w sprawie ataku. Oskarżyła też rząd, że przed atakiem systematycznie odrzucał prośby o zwiększenie środków bezpieczeństwa w konsulacie w Bengazi.

W liście do sekretarz stanu Hillary Clinton republikańscy członkowie Komisji Kontroli Rządu wyliczyli kilkanaście przykładów aktów przemocy przed placówkami dyplomatycznymi w Libii w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.

To wszystko sprawia, że kwestia napaści na konsulat - w rocznicę ataku Al-Kaidy na Stany Zjednoczone 11 września 2001 - staje się dla Obamy politycznie kłopotliwa na pięć tygodni przed wyborami.

Jak podaje "NYT", administracja może się zdecydować na naloty za pomocą samolotów bezzałogowych na pozycje terrorystów w Libii, tajną akcję w celu ich schwytania lub likwidacji podobną do tej, w której zabito Osamę bin Ladena, albo na wspólną operację z siłami libijskimi.