Mieszkańcy Dublina protestowali przeciwko rządowym planom wprowadzenia liczników na wodę. Na kilka godzin zablokowali ruch na głównych ulicach i mostach irlandzkiej stolicy.

Według szacunków policji w wiecu na placu przed urzędem premiera wzięło udział ponad 30 tysięcy ludzi. Lokalni politycy namawiali do tego, żeby mieszkańcy nie płacili za wodę, która dotąd była w Irlandii bezpłatna. "Nie ma mowy! Nie zapłacimy!" - krzyczeli uczestnicy protestu.

Podobne protesty przeciwko opłatom odbyły się w Irlandii 1 listopada. Jak tłumaczył wtedy Bernard Purcell z dziennika "Irish Independent", od 1977 roku irlandzka opinia publiczna traktowała darmową wodę jako należne jej prawo. Wtedy partia Fianna Fail w wyborczym manifeście obiecała, że nie wprowadzi opłat za wodę i użytkowanie publicznych dróg.

Obecny rząd (tworzony przez Fine Gael i Partię Pracy) tłumaczy, że opłata, która miałaby obowiązywać od stycznia, jest konieczna. Dyrektywa UE zobowiązuje władze do zachowania zasobów wodnych, a Irlandia jest jednym z ostatnich krajów, w których woda jest darmowa. Innym argumentem jest potrzeba modernizacji systemu wodociągów.

W najbliższym roku opłata za wodę miałaby być stała, a od 2016 r. - zróżnicowana w zależności od zużycia. Z rządowych kalkulacji wynika, że dwie osoby dorosłe mieszkające pod wspólnym dachem płaciłyby 278 euro rocznie, a pięcioosobowe gospodarstwo - 584 euro rocznie.