Niemiecki urząd ds. ścigania zbrodni nazistowskich w Ludwigsburgu zakończył wstępne śledztwo w sprawie kilkudziesięciu żołnierzy SS, którzy w czasie drugiej wojny światowej służyli w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Zapowiedział przesłanie do regionalnych prokuratur akt 30 byłych strażników. W świetle nowego prawa, ludzie ci mogą być sądzeni za współudział w morderstwach, nawet jeśli nie ma jasnych dowodów ich winy.

Śledztwo trwało od kwietnia. Początkowo objęło 49 osób, jednak okazało się, że część podejrzanych zmarła, a część mieszka za granicą. Według szefa urzędu, Kurta Schrimma, najstarszy z byłych strażników ma 97 lat. To, czy osoby te staną przed sądem zależy od prokuratur w krajach związkowych. Na odmowną decyzję  może wpłynąć m. in. zły stan zdrowia podejrzanych lub braki w dokumentacji. Naszym największym wrogiem jest czas - przyznaje Schrimm.

Centralny Urząd Administracyjny Sądownictwa Krajowego ds. Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu zajmuje się od 1958 roku ściganiem zbrodni hitlerowskich. Do tej pory przygotował akta niemal 7,5 tys. spraw. Dzięki temu skazano 6,5 nazistowskich przestępców.

Przełomowe znaczenie dla ścigania hitlerowskich zbrodniarzy miało skazanie Johna Demjaniuka, strażnika w obozie w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zbrodniach pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów. Zdaniem Schrimma wyrok ten stworzył nową sytuację prawną, umożliwiającą podjęcie kroków przeciwko innym strażnikom.